Redaktor naczelna Dziennika Gazeta Prawna Jadwiga Sztabińska napisała w swoim wstępniaku, (10.03.2016, który był reakcją na orzeczenie TK i oświadczenie rządu): „Jako obywatelka tego kraju nie godzą się na deptanie zasad demokratycznego państwa prawa (...) Chcę żyć (...) w kraju, w którym to nie władza ustawodawcza i wykonawcza, lecz sądownicza określa, jak dane prawo należy interpretować i czy powinno być ono w ogóle stosowane. Chcę mieć na nowo poczucie bezpieczeństwa (utraciłam je w związku z niezwykłym trybem pilnonocnym uchwalania ustaw), że jest jednak jest w Polsce instytucja, która przypilnuje, by rząd i parlament nie wprowadzały przepisów, które limitują wolności i prawa obywatelskie. Nie chcę się obudzić pewnego ranka w PRL bis w jakimkolwiek wydaniu. Nie chcę nosić kiru.”
Trochę zazdroszczę
redaktor Sztabińskiej, że do niedawna żyła w demokratycznym państwie prawa, a
utraciła poczucie bezpieczeństwa dopiero w ostatnich kilku miesiącach. Ja,
chociaż mieszkam w tym samym kraju niczego nie utraciłam. Bo jakże to można
utracić coś, czego się nigdy nie miałam?
Z mini wykładu
redaktor Sztabińskiej o (utraconej) demokracji dowiaduję się, iż w
demokratycznym państwie prawa, jakim do niedawna była Polska, nie tylko Sejm
stanowił prawo, ale także władza sądownicza, do której jak wynika z tekstu
należą nie tylko sądy powszechne, ale również Trybunał Konstytucyjny. A ta władza sądownicza en masse nie tylko określała jak prawo interpretować, ale także
określała czy powinno być w ogóle stosowane.
Naczelna Dziennika
Gazeta Prawna zdaje się nie rozróżniać fundamentalnej różnicy pomiędzy rolą
władzy sądowniczej w demokratycznym państwie prawa, a rolą Trybunału Konstytucyjnego,
który przecież per se nie jest częścią władzy sądowniczej. I choć bliżej mu do funkcji
III izby parlamentu – w teorii jest instytucją
niezależną od trzech władz (co nie jest
równoznaczne z apolitycznością), zajmującą się kontrolą zgodności z
Konstytucją prawa stanowionego przez Sejm, (określa czy prawo w ogóle powinno
być stosowane) jak również określa jak interpretować to prawo. Natomiast sądy powszechne rozstrzygają spory
interpretując prawo (zgodnie ze ścisłymi regułami) i stosując prawo (stanowione
przez Sejm).
To właśnie określanie
przez władzę sądowniczą (sądy powszechne) jak interpretować prawo i określanie czy prawo w ogóle może być
stosowane - jest rażącym i fundamentalnym naruszaniem zasad demokracji !
Niestety w naszych sądach są to praktyki powszechne i
jest to jeden z powodów, iż do dzisiaj de facto
Polska nie jest demokratycznym państwem prawa.
Interpretacja
prawa podlega ścisłym
regułom stosowanym hierarchicznie. To nie sędzia dowolnie wybiera regułę
interpretacji, czyli określa „jak” interpretować. Niestety w naszych sądach, zbyt często
rezultat interpretacji zależy od arbitralnego i dyskrecjonalnego widzi mi się
sędziów - w mieszaniu i nieprawidłowym stosowaniu równocześnie różnych reguł
interpretacji i karygodnego braku stosowania logiki. A to daje interpretatorowi niemal
nieograniczoną możliwość „wykładania prawa”, a także bezprawnego „określania
czy prawo to w ogóle może być stosowane”.
Na gruncie
koncepcji państwa prawnego, czyli zasady trójpodziału władzy - art. 10 ust. 2
Konstytucji - oraz podległości sędziów Konstytucji i ustawom - co wynika z art. 176 ust. 1 tejże - trudno
znaleźć jakiekolwiek uzasadnienie dla takiego prawotwórstwa sądowego. Jest
to rażące i mające tragiczne konsekwencje dla dziesiątków tysięcy obywateli
naruszanie zasad demokratycznego państwa prawa!
Co do roli Trybunału
Konstytucyjnego jako strażnika wolności
i praw obywateli to różnie z tym bywa. Nie jest więc prawdziwym egzaltowane
twierdzenie Naczelnej DGP, „ że jest jednak jest w Polsce instytucja, która
przypilnuje, by rząd i parlament nie wprowadzały przepisów, które limitują
wolności i prawa obywatelskie”. Łaska TK w pilnowaniu naszych wolności i praw
obywatelskich, od początku powstania tej instytucji w stanie wojennym, na pstrym koniu jeździ.
Oto kilka przykładów.
RPO zwrócił się do TK o wyłączenie sędziów Marka Mazurkiewicza (porównywał
lustrację do procesów norymberskich), Ewy Łętowskiej i Teresy Liszcz (także wypowiadały
się publicznie krytycznie o lustracji, a ich mężowie przez wiele lat
współpracowali z peerelowską Służbą Bezpieczeństwa) z rozpatrywania
sprawy dotyczącej zgodności przepisów ustawy o Instytucie Pamięci
Narodowej z Konstytucją.
Zdaniem Trybunału nie można uznać, że uprzednio wyrażony w publikacji naukowej
pogląd prawny czy opinia wyrażona na temat zagadnienia związanego z przedmiotem
rozstrzygnięcia - uzasadnia wyłączenie sędziego. Jest to stanowisko, w swym
założeniu, błędne i niebezpieczne, ponieważ poprzez swój formalizm może
prowadzić do eliminacji ludzi dysponujących konieczną wiedzą i doświadczeniem
życiowym dla sprawowania funkcji sędziego TK. W praktyce mogłoby to oznaczać,
że sędzią TK mógłby zostać „prawnik bez właściwości…”
O ile takie stanowisko TK
jest konsekwentne w materii wyłączania swoich – prawników
z właściwością, w sprawach dotyczących stwierdzenia konstytucyjnosci
regulacji prawnych dotyczących bezstronności prawników bez właściwości (sędziów sądów powszechnych), stanowisko
i argumentacja TK odbiega diametralnie od przedstawionej powyżej; „nakaz
zachowywania zewnętrznych znamion niezawisłości dowodzi, że ważne jest nie
tylko to, by sędzia orzekający w sprawie zachowywał się zawsze rzeczywiście
zgodnie ze standardami niezawisłości i bezstronności, lecz także, by w ocenie
zewnętrznej zachowanie sędziego odpowiadało takim standardom. Reguły wyłączenia
sędziego służą bowiem budowie społecznego zaufania do wymiaru sprawiedliwości”.
W sprawie
zgodności art. 226 §1 KK z Konstytucją, Trybunał Konstytucyjny stwierdził, iż
przepis ten narusza
konstytucyjnie gwarantowane prawo do wolności słowa w takim zakresie, w jakim penalizuje
on znieważenie funkcjonariusza publicznego, jeżeli do znieważenia doszło,
kiedy nie wykonywał on czynności służbowych. Ale 9 lat
później, TK zmienił zdanie i uznał, że
przewidziana w KK kara za zniewagę funkcjonariusza publicznego nie narusza konstytucyjnie gwarantowanego prawa do wolności słowa, bez względu na
to czy do znieważenia doszło podczas wykonywania czynności służbowych, czy też
kiedy nie wykonywał on czynności służbowych.
Takich wyroków gdzie dychotomia TK
poraża jest setki.
Tak było w przypadku zakazu karania
dwukrotnie za to samo przestępstwo, kiedy ileś tam razy orzekł Trybunał, że
jest taki proceder niezgodny z Konstytucją,
ale w ustawie hazardowej akurat jest zgodny. Tak też było w
przypadku bankowego tytułu egzekucyjnego -
przez lata był zgodny z Konystytucją, i nagle (dzięki!) TK uznał, że już
nie jest zgodny z tą samą Konstytucją. Praw nabytych w demokratycznych
państwach prawa nie zmienia się, nasza Konstytucja to gwarantuje, ale nasz TK tu i tam uznawał, że można je
zmieniać i jest to zgodne z
Konstytucją.
W razie
ewentualności strat budżetu państwa w wyniku orzeczenia niekostytucyjności
przepisów prawa, konstytucyjnie zagwarantowane prawa obywateli, nagle okazują
się względnymi, np prawo własności okazuje się prawem jakże względnym i kasa wygrywa z Konstytucją.
Tak było z OFE: strażnicy naszych praw orzekli, że rządowi złodzieje i
nieudacznicy potrzebowali kasy na zatkanie dziur w budżecie i skok na kasę
obywateli jest jak najbardziej zgodny z Konstytucją.
Kasa też, a nie prawa
i wolności obywateli i zgodność ustaw z Konstytucją leżała u podstaw orzeczenia
TK dotyczącego niekonstytucyjności orzekania w sprawach sądowych przez aesorów.
Wprawdzie Trybunał uznał niekostytucyjność tego rozwiązania, ale dał rządowi 18
miesięcy na zmianę przepisów. Czyli zezwolił, aby czeladnicy sędziowscy
orzekali bezprawnie przez następne półtora roku. TK orzekł równocześnie, iż wszystkie wyroki
wydane wcześniej i podczas vacatio legis przez ludzi nie mających ustrojowych
uprawnień do orzekania w sądzie, są prawomocne i niepodważalne.
Na marginesie wyroki TK można podważyć. Udało
się to np. panom H.Urban i R. Urban w ETPC, który nie zgodził się z
niepodważalnością orzeczeń asesora i uznał, iż Polska naruszyła prawo
oskarżonych do sprawiedliwego procesu.
Na koniec tej ograniczonej formą wyliczanki –
ciekawostka; jeden z wyroków TK zapadał w 15-osobowym składzie i
okazało się, że z tych 15 -9 sędziów napisało zdania odrębne. Dlaczego? To
proste, zagłosowali na „tak”, ale chcieli zaznaczyć, że się nie zgadzają ze
swoim wyrokiem!
Przypominam, iż orzeczenia przywołane powyżej zostały wydane w czasach, kiedy redaktor Sztabińska żyła
w poczuciu bezpieczeństwa. De facto więc - nie ma znaczenia i dla Nczelnej DGP i dla obywateli czy Trybunał działa
czy nie. Taniej byłoby rzucać monetę, a i rezultat i prawdopodobieństwo orzeczenia
faktycznej zgodności ustawy z Konstytucją byłby taki sam - nieprzewidywalny, alogiczny i chroniący najczęściej interesy państwa, sitw itp, a nie Kowalskich.
Smutnym i niepokojącym jest fakt, że
zajmując się zawodowo patrzeniem na ręce władzy sądowniczej i Trybunałowi Konstytucyjnemu,
można było nie tylko czuć się bezpiecznie, ale co gorsza wprowadzać w błąd tysiące czytelników egzaltowanymi wstępnikami. I nic to, że władza sądownicza w rzeczywistości nie jest ograniczana niczym i przez nikogo i nie odpowiada za nic przed nikim. A fachmani TK, choć Konstytucja nie zmienia się ani o literę, co rusz rozumieją
jej zapisy zupełnie inaczej. A przecież ci fachmani z
właściwością, czy może z właściwą sobie arogancją i de facto pogardą dla prawa, przyznali sobie patent wyłączności na nieomylność i żądają dla siebie szacunku
absolutnego.
Czy redaktor
Jadwiga Sztabińska chciała wtedy zakładać kir?