Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 14 marca 2016

Edukacyjny wstępniak, czyli interpretacja demokracji wg Dziennika Gazeta Prawna




 Redaktor naczelna Dziennika Gazeta Prawna Jadwiga Sztabińska  napisała w swoim wstępniaku, (10.03.2016, który był reakcją na orzeczenie TK i oświadczenie rządu): „Jako obywatelka tego kraju nie godzą się na deptanie zasad demokratycznego państwa prawa (...) Chcę żyć (...) w kraju, w którym to nie władza ustawodawcza i wykonawcza, lecz sądownicza określa, jak dane prawo należy interpretować i czy powinno być ono w ogóle stosowane. Chcę mieć na nowo poczucie bezpieczeństwa (utraciłam je w związku z niezwykłym trybem pilnonocnym uchwalania ustaw), że jest jednak jest w Polsce instytucja, która przypilnuje, by rząd i parlament nie wprowadzały przepisów, które limitują wolności i prawa obywatelskie. Nie chcę się obudzić pewnego ranka w PRL bis w jakimkolwiek wydaniu. Nie chcę nosić kiru.”

Trochę zazdroszczę redaktor Sztabińskiej, że do niedawna żyła w demokratycznym państwie prawa, a utraciła poczucie bezpieczeństwa dopiero w ostatnich kilku miesiącach. Ja, chociaż mieszkam w tym samym kraju niczego nie utraciłam. Bo jakże to można utracić coś, czego się nigdy nie miałam?  

Z mini wykładu redaktor Sztabińskiej o (utraconej) demokracji dowiaduję się, iż w demokratycznym państwie prawa, jakim do niedawna była Polska, nie tylko Sejm stanowił prawo, ale także władza sądownicza, do której jak wynika z tekstu należą nie tylko sądy powszechne, ale również Trybunał Konstytucyjny.  A ta władza sądownicza en masse nie tylko określała jak prawo interpretować, ale także określała czy powinno być w ogóle stosowane.

Naczelna Dziennika Gazeta Prawna zdaje się nie rozróżniać fundamentalnej różnicy pomiędzy rolą władzy sądowniczej w demokratycznym państwie prawa, a rolą Trybunału Konstytucyjnego, który przecież per se nie jest częścią władzy sądowniczej. I choć bliżej mu do funkcji III izby parlamentu –  w teorii jest instytucją niezależną od trzech  władz (co nie jest równoznaczne z apolitycznością), zajmującą się kontrolą zgodności z Konstytucją prawa stanowionego przez Sejm, (określa czy prawo w ogóle powinno być stosowane) jak również określa jak interpretować to prawo. Natomiast sądy powszechne rozstrzygają spory interpretując prawo (zgodnie ze ścisłymi regułami) i stosując prawo (stanowione przez Sejm).
To właśnie określanie przez władzę sądowniczą (sądy powszechne)  jak interpretować prawo  i  określanie czy prawo  w ogóle może być stosowane - jest rażącym i fundamentalnym naruszaniem zasad  demokracji ! 

Niestety w naszych sądach są to praktyki powszechne i jest to jeden z powodów, iż do dzisiaj de facto  Polska nie jest demokratycznym państwem prawa. 

Interpretacja prawa podlega ścisłym regułom stosowanym hierarchicznie. To nie sędzia dowolnie wybiera regułę interpretacji, czyli określa „jak” interpretować.  Niestety w naszych sądach, zbyt często rezultat interpretacji zależy od arbitralnego i dyskrecjonalnego widzi mi się sędziów - w mieszaniu i nieprawidłowym stosowaniu  równocześnie różnych reguł interpretacji i karygodnego braku stosowania logiki.  A to daje interpretatorowi niemal nieograniczoną możliwość „wykładania prawa”, a także bezprawnego „określania czy prawo to w ogóle może być stosowane”. 

Na gruncie koncepcji państwa prawnego, czyli zasady trójpodziału władzy - art. 10 ust. 2 Konstytucji - oraz podległości sędziów Konstytucji i ustawom  - co wynika z art. 176 ust. 1 tejże - trudno znaleźć jakiekolwiek uzasadnienie dla takiego prawotwórstwa sądowego. Jest to rażące i mające tragiczne konsekwencje dla dziesiątków tysięcy obywateli naruszanie zasad demokratycznego państwa prawa!  

Co do roli Trybunału Konstytucyjnego  jako strażnika wolności i praw obywateli to różnie z tym bywa. Nie jest więc prawdziwym egzaltowane twierdzenie Naczelnej DGP, „ że jest jednak jest w Polsce instytucja, która przypilnuje, by rząd i parlament nie wprowadzały przepisów, które limitują wolności i prawa obywatelskie”. Łaska TK w pilnowaniu naszych wolności i praw obywatelskich, od początku powstania tej instytucji w stanie wojennym,  na pstrym koniu jeździ.

Oto kilka  przykładów.

RPO zwrócił się do TK o wyłączenie sędziów  Marka Mazurkiewicza (porównywał lustrację do procesów norymberskich), Ewy Łętowskiej i Teresy Liszcz (także wypowiadały się publicznie krytycznie o lustracji, a ich mężowie przez wiele lat współpracowali z peerelowską Służbą Bezpieczeństwa) z rozpatrywania sprawy  dotyczącej zgodności przepisów ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej z Konstytucją.

Zdaniem Trybunału nie można uznać, że  uprzednio wyrażony w publikacji naukowej pogląd prawny czy opinia wyrażona na temat zagadnienia związanego z przedmiotem rozstrzygnięcia - uzasadnia wyłączenie sędziego. Jest to stanowisko, w swym założeniu, błędne i niebezpieczne, ponieważ poprzez swój formalizm może prowadzić do eliminacji ludzi dysponujących konieczną wiedzą i doświadczeniem życiowym dla sprawowania funkcji sędziego TK. W praktyce mogłoby to oznaczać, że sędzią TK mógłby zostać „prawnik bez właściwości…”

O ile takie  stanowisko TK  jest konsekwentne w materii wyłączania  swoich – prawników z właściwością, w sprawach dotyczących stwierdzenia konstytucyjnosci regulacji prawnych dotyczących bezstronności prawników bez właściwości (sędziów sądów powszechnych), stanowisko  i argumentacja TK odbiega diametralnie od przedstawionej powyżej; „nakaz zachowywania zewnętrznych znamion niezawisłości dowodzi, że ważne jest nie tylko to, by sędzia orzekający w sprawie zachowywał się zawsze rzeczywiście zgodnie ze standardami niezawisłości i bezstronności, lecz także, by w ocenie zewnętrznej zachowanie sędziego odpowiadało takim standardom. Reguły wyłączenia sędziego służą bowiem budowie społecznego zaufania do wymiaru sprawiedliwości”.

W sprawie zgodności art. 226 §1 KK z Konstytucją, Trybunał Konstytucyjny stwierdził, iż przepis ten  narusza konstytucyjnie gwarantowane prawo do wolności słowa w takim zakresie, w jakim penalizuje on znieważenie funkcjonariusza publicznego, jeżeli do znieważenia doszło, kiedy nie wykonywał on czynności służbowych. Ale 9 lat później, TK zmienił zdanie i  uznał, że przewidziana w KK kara za zniewagę funkcjonariusza publicznego nie  narusza konstytucyjnie gwarantowanego prawa do wolności słowa, bez względu na to czy do znieważenia doszło podczas wykonywania czynności służbowych, czy też kiedy nie wykonywał on czynności służbowych.

 Takich wyroków gdzie dychotomia TK poraża jest setki. 
  
Tak było w przypadku zakazu karania dwukrotnie za to samo przestępstwo, kiedy ileś tam razy orzekł Trybunał, że jest taki proceder niezgodny z Konstytucją,  ale w ustawie hazardowej akurat jest zgodny.   Tak też było w przypadku bankowego tytułu egzekucyjnego -  przez lata był zgodny z Konystytucją, i nagle (dzięki!) TK uznał, że już nie jest zgodny z tą samą Konstytucją. Praw nabytych w demokratycznych państwach prawa nie zmienia się, nasza Konstytucja to gwarantuje,  ale nasz TK tu i tam uznawał, że można je zmieniać i  jest to zgodne z Konstytucją.

W razie ewentualności strat budżetu państwa w wyniku orzeczenia niekostytucyjności przepisów prawa, konstytucyjnie zagwarantowane prawa obywateli, nagle okazują się względnymi, np prawo własności okazuje się prawem  jakże względnym i kasa wygrywa z Konstytucją. Tak było z OFE: strażnicy naszych praw orzekli, że rządowi złodzieje i nieudacznicy potrzebowali kasy na zatkanie dziur w budżecie i skok na kasę obywateli   jest jak najbardziej zgodny z Konstytucją. 

Kasa też, a nie prawa i wolności obywateli i zgodność ustaw z Konstytucją leżała u podstaw orzeczenia TK dotyczącego niekonstytucyjności orzekania w sprawach sądowych przez aesorów. Wprawdzie Trybunał uznał niekostytucyjność tego rozwiązania, ale dał rządowi 18 miesięcy na zmianę przepisów. Czyli zezwolił, aby czeladnicy sędziowscy orzekali bezprawnie przez następne półtora roku.  TK orzekł równocześnie, iż wszystkie wyroki wydane wcześniej i podczas vacatio legis przez ludzi nie mających ustrojowych uprawnień do orzekania w sądzie,  są prawomocne i niepodważalne. 

 Na marginesie wyroki TK można podważyć. Udało się to np. panom H.Urban i R. Urban w ETPC, który nie zgodził się z niepodważalnością orzeczeń asesora i uznał, iż Polska naruszyła prawo oskarżonych do sprawiedliwego procesu. 

Na koniec tej ograniczonej formą wyliczanki – ciekawostka; jeden z  wyroków TK zapadał w 15-osobowym składzie i okazało się, że z tych 15 -9 sędziów napisało zdania odrębne. Dlaczego? To proste, zagłosowali na „tak”, ale chcieli zaznaczyć, że się nie zgadzają ze swoim  wyrokiem!

Przypominam, iż orzeczenia przywołane powyżej zostały wydane w czasach, kiedy redaktor Sztabińska żyła w poczuciu bezpieczeństwa. De facto więc - nie ma znaczenia i dla Nczelnej DGP  i dla obywateli czy Trybunał działa czy nie. Taniej byłoby rzucać monetę, a i rezultat i prawdopodobieństwo orzeczenia faktycznej zgodności ustawy z Konstytucją byłby taki sam - nieprzewidywalny, alogiczny i chroniący najczęściej interesy państwa, sitw itp,  a nie Kowalskich.

Smutnym i niepokojącym jest fakt, że zajmując się zawodowo patrzeniem na ręce władzy sądowniczej i Trybunałowi Konstytucyjnemu,  można było nie tylko czuć się bezpiecznie, ale co gorsza wprowadzać w błąd tysiące czytelników egzaltowanymi wstępnikami.  I nic to, że władza sądownicza  w rzeczywistości nie jest ograniczana niczym i przez nikogo i nie odpowiada za nic przed nikim.  A fachmani TK, choć Konstytucja  nie zmienia się ani o literę, co rusz rozumieją jej zapisy zupełnie inaczej.  A przecież ci fachmani z właściwością, czy może z właściwą sobie arogancją i de facto pogardą dla prawa, przyznali sobie patent wyłączności na nieomylność i   żądają dla siebie szacunku absolutnego.

Czy redaktor Jadwiga Sztabińska chciała wtedy zakładać kir?