Kolejny sukces śledczych, holenderski łącznik w polskim areszcie!
Robert Hörchner zwykle przesypia nie więcej niż dwie godziny. Budzi się zlany potem, dręczą go koszmary nocne. Jego żona Annelies też ma kłopoty ze snem. Budzi się kilka czasami kilkanaście razy każdej nocy. Każdy nowy dżwięk i ruch na zewnątrz domu paraliżują ją. Nie podchodzi do okien i nie odsłania w dzień zasłon. Żyje w ciągłym strachu. Obydwoje mają ataki paniki i ciężką nerwicę.
Robert Hörchner zwykle przesypia nie więcej niż dwie godziny. Budzi się zlany potem, dręczą go koszmary nocne. Jego żona Annelies też ma kłopoty ze snem. Budzi się kilka czasami kilkanaście razy każdej nocy. Każdy nowy dżwięk i ruch na zewnątrz domu paraliżują ją. Nie podchodzi do okien i nie odsłania w dzień zasłon. Żyje w ciągłym strachu. Obydwoje mają ataki paniki i ciężką nerwicę.
Gehenna Roberta i jego rodziny rozpoczęła się cichym wieczorem w kwietniu 2007 roku. W jego domu w holenderskim mieście Eindhoven zjawiła się policja. Policjanci byli uprzejmi i pozwolił mu dokończyć kolację, po czym aresztowali go i przewieżli do pobliskiego komisariatu. Niewiele mieli do powiedzenia, poza informacją, iż czeka go ekstradycja do Polski.
Prokuratura w Bydgoszczy oskarżyła go o hodowanie
marihuany w budynku, który podobno wynajmował w
Polsce. Hörchner walczył o uchylenie Europejskiego Nakazu Aresztowania
wystawionego przez prokuraturę w Bydgoszczy do pażdziernika 2007r. Przegrał. Przewieziono go do Polski. Nie rozumiał co do niego mówią, czego od niego chcą.
Nie było tłumacza, który pomógłby w wyjaśnieniu co zawierają dokumenty
podsuwane do podpisania. Te ostatnie 6 miesięcy wydawały mu się jakimś
koszmarnym snem. Nie wiedział jeszcze,
że na razie to była tylko „gra wstępna“. W areszcie w Warszawie przeżył
pierwszy szok i “chrzest
bojowy”. Tam przed strażnikami z psami, pod groźbą użycia
broni został zmuszony do rozebrania się do
naga. Strażnicy zabawiali
się szczując psy i pozwaląjąc rozjuszonym bestiom zbliżyć się do niego tak
blisko, że niemal go dotykały, po czym śmiejąc się odciągali je. 58 letni wtedy Hörchner był bliski zawału. Tak czy siak to już koniec - myślał. Jak nie umrze na zawał serca, to psy
go zagryzą.
Sześć dni później został przeniesiony
do aresztu w Bydgoszczy. W celi było 8 lub 9 osób. Smród moczu i ekstrementów i odór
spoconych współwiężniów wydawał
mu się nie do zniesienia. XIX wieczny budynek aresztu był w fatalnym stanie
technicznym, brud, szczury, brak wentylacji i naturalnego światła. Zgodnie
z polskimi „normami“ aresztantowi należy się prysznic raz w tygodniu. Nie
mógł tego pojąć.
Po kilku
tygodniach pobytu w tym przybytku dostał bolesnej,
swędzącej wysypki na całym ciele. Po następnych dwóch tygodniach całe ciało
miał pokryte strupami i ropiejącymi/krwawiącymi rankami. Pościel była ciągle w
plamach krwi. I tak przez 10 miesięcy pobytu w areszcie. W ciągu tych 10
miesięcy, rodzina jego dostała 2 razy pozwolenie na widzenie. 3 razy widział
się z adwokatem, który z uporem maniaka proponował przyznanie się do
winy. Odmówił.
Przeżył, bo
spotkał w areszcie faceta, który mówił trochę po angielsku. Facet był spadochroniarzem, Hörchner też. Mieli wspólne
zainteresowania, mieli o czym
rozmawiać. Czuł się bezpieczniej.
W areszcie
Hörchner miał dużo czasu na myślenie.
Głównie o swojej sytuacji prawnej i o wydarzeniach i decyzjach, które
doprowadziły go do tego piekła. W roku 1999 założył firmę z polskim biznesmenem
właśnie w Bydgoszczy. Ten biznesowy związek nie był udany. Polak pożyczył od niego
znaczną sumę, a kiedy Hörchner podjął kroki, aby
zakończyć współpracę, biznesmen zaczął mu grozić.
W marcu 2000 r. ktoś spalił mu samochód. Bał się o tym incydencie zawiadomić policję i postanowił
opuścić Polskę. Miesiąc później plantacja marihuany została znalezionona przez
policję w budynku koło Bydgoszczy. Hörchnerowi zarzucono, że to on dzierżawił ten local i to
on uprawiał marihuanę. Kiedy po latach jego adwokat w końcu dostał dokument najmu od
prokuratury, dzierżawca to Robert Harschner.
Hörchner
twierdzi, że to nie jego pismo na dokumencie, nie jego nazwisko i nigdy nikogo
nie upoważniał do
działania czy wypełnienia tego dokumentu w jego imieniu. Co więcej
z dokumentu wynika, że ten Harschner jest
reprezentantem firmy o nazwie Albo. Hörchner nigdy nie pracował dla firmy o tej
nazwie.
Nigdy też nie był w tym budynku. Natomiast był na parkingu
tego budynku. Partner miał coś do załatwienia i wszedł do budynku, podczas
gdy Hörchner
czekał na zewnątrz w samochodzie,
aż jego partner wróci.
Sprawa nie jest
zakończona do dzisiaj.
Hörchner walczy
do dzisiaj z polskim wymiarem sprawiedliwości i arbitralnym wykorzystywaniem
europejskiego nakazu aresztowania przez niektóre kraje EU.
Ekstradycja
Hörchnera miała miejsce właśnie w ramach systemu europejskiego nakazu aresztowania. Nie
jest sam. Od początku,
jeszcze przed ekstradycją do Polski pomagali mu posłowie holenderscy w Parlamencie Europejskim i organizacja Fair Trials International.
Interwencje
holenderskiego posła w Brukseli Dennisa de Jong i Fair Trials
International w jego sprawie doprowadziły do szerokiej debaty w parlamentach Europy Zachodniej, także w parlamencie UE i w mediach Europy
Zachodniej. Debata dotyczyła konsekwencji nadużywania transgranicznych nakazów aresztowania, niehumanitarnych warunków w
aresztach niektórych państw UE i łamania
Konwencji Praw Człowieka i Podstawowych Wolności przez niektóre kraje
UE.
Europejskie
nakazy aresztowania (ENA) w założeniu miały być
wykorzystywane tylko w przypadkach poważnych przestępstw. W praktyce niektóre
kraje UE nadużywały i nadużywają ENA, stosując go w przypadkach trywialnych
wykroczeń.
Fair
Trials International
szacuje, że ENA kosztuje rządy krajów UE w sumie
4,8 mld € rocznie.
Niechlubne pierwsze miejsce w tym procederze wiedzie Polska. W 2009r. RP
wystawiła 4844 ENA, w 2010 – 3753.
Ciężkim przestępstwem według polskich super- śledczych była np. kradzież
czekoladki(to nie żart!), czy usunięcie drzwi szafy u klienta, który odmówił zapłaty za
wbudowanie tejże szafy.
David Cronin, korespondent The Guardian w Brukseli nazwał polskich śledczych „ćpunami ekstradycyjnymi“. Radosnego
wystawiania wniosków ekstradycyjnych nie powstrzymały skargi Scotland Yardu w
EU na
beztroskie nadużywanie przez Polskę ENA i żądanie setek ekstradycji w
sprawach o drobne wykroczenia.
Z debatą na temat ENA, zbiegło się opublikowanie przez Komitet Zapobiegania Torturom (CPT) raportu z wizytacji w polskich
aresztach, zakładach karnych, centrach dla cudzoziemców
oczekujących na azyl lub deportację, szpitalach psychiatrycznych i zakładach
opieki społecznej.
Komisja w swoim raporcie ostro napiętnowała działania władz polskich i brak
implementacji zaleceń Komisji zawartych w podobnym raporcie w 2006r. Tym razem władze polskie naruszając
art. 8 ustęp 2
(d) Konwencji, utrudniały Komisji dostęp do
informacji i dokumentacji „historii“ skarg dotyczących nieludzkich warunków i
złego traktowania w wizytowanych przybytkach.
A prokuratura w Krakowie odmówiła Komisji wstępu do słynnego aresztu na Montelupich!
Sam raport jest lekturą smutną i porażającą.
Czytając ma się wrażenie, że ten raport dotyczy Rosji czy Korei
Płn. Graficzne
opisy przerażających warunków w wielu wizytowanych
instytucjach, przypadki nieludzkiego traktowania i tortur! brak pomocy lekarskiej, fatalna higiena, fatalny stan
techniczny wielu wizytowanych instytucji, nieletni
zatrzymani w piżamach przez 24 godziny, brak nawet 1 godzinnych spacerów
dziennie w niektórych instutucjach itd, itd.
No ale to temat na parę innych artykułów. Zainteresowanych odsyłam do
źródła:
http://www.cpt.coe.int/documents/pol/2011-20-inf-eng.htm
Europejski nakaz aresztowania miał poprawić współpracę transgraniczną i
standardy wymiaru sprawiedliwości w UE. Tymczasem w zbyt wielu przypadkach
niewinni ludzie są arbitralnie oskarżani, zabierani ze swojego kraju, od swoich
rodzin, czekają miesiącami, a czasami latami na proces, w przerażających warunkach, nie znając języka, w obliczu zarzutów opartych na „cieniutkim jak papier“ materiale dowodowym.
21 grudnia 2011
Parlament Europejski przyjął rezolucję potępiającą istnienie poniżających
warunków w więzieniach i aresztach w Unii Europejskiej. Złe warunki w
więzieniach mogą być podstawą odmowy współpracy z tym krajem, jeśli chodzi o europejski nakaz
aresztowania. "To wyraźny
sygnał od Parlamentu do wszystkich państw członkowskich, że takie warunki w
zakładach karnych są
niedopuszczalne.(…) Holandia może zatem odmówić
ekstradycji podejrzanego do innego kraju UE, jeśli warunki w więzieniach tego
kraju są uznane za poniżające. Skrajne przypadki takie, jak Roberta Hörchnera,
który spędził dziesięć miesięcy w polskiej celi na podstawie oskarżeń nie
popartych żadnymi dowodami, nie będą już nigdy miały miejsca w Holandii. "
Euro-MP Dennis de Jong.
Tony Bunyan z obywatelskiego stowarzyszenia Statewatch, wyraził
zaniepokojenie, proponowanymi zmianami dot. ENA. Dobroczyńcy europejscy chcą
"pójść dalej", niż europejski nakaz aresztowania. W ramach nowego
projektu, organy z jednego kraju UE, będą mogły starać się, o inwiligowanie i nadzór „podejrzanych“
przebywających w innym kraju.

Jego żona Annelies powiedziała, że cała ich rodzina – mają dwie córki
bliźniaczki – przeszła przez piekło. "Dla nas i dla naszych dzieci, to jest
horror, który będzie nam towarzyszył zawsze“.
Polecam blog mojego "internetowego brata" Adama Kłykowa - Blog weredyka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz