Wraz
z młodością, straciłam naiwną wiarę, że wszelkie zło, nepotyzm, korupcja,
machlojki, lobbowanie, etc. są tylko udziałem bananowych
republik, totalitaryzmów,
innych izmów, a także młodych czy w budowie - „demokracji“ jak Polska. 300
lat temu Monteskiusz powiedział „...wiekuiste doświadczenie uczy, że wszelki
człowiek, który posiada władzę, skłonny jest jej nadużyć; posuwa się tak
daleko, aż napotka granice. Któż by
powiedział! Nawet sama cnota
potrzebuje granic."
Jak wiadomo diabeł siedzi w szczegółach. Tymi
„szczegółami“ porównując demokrację (jak dotąd na niby) w Polsce, do demokracji „starych“ ten szczegół to kwestia; gdzie i kiedy – cnota, ten wszelki człowiek
posiadający władzę i skłonny do jej nadużywania - napotyka granice. Także kto i jak (jeżeli w ogóle) stawia te granice
– przestrzeganie prawa, kultura polityczna, a także dbanie o zachowianie szacunku dla społeczeństwa, reguł i o zachowanie
pozorów.
Uważam, że naszym podstawowym problemem jest brak
społeczeństwa obywatelskiego, co wiąże się z brakiem edukacji
obywatelskiej, zrozumienia czym jest ten twór demokracja i jakimi narzędziami
dysponują tak rząd jak i
społeczeństwo, aby państwo było państwem prawa i aby postawić te granice dla posiadających władzę.
Jak wiadomo, jednym z najważniejszych czynników, które
edukują społeczeństwo i kształtują jego poglądy są media i same działania,
również propagandowe rządzących. W Polsce
praktycznie brak pluralizmu w mediach, które są tubami rządzących, sprawiają, że duży
odsetek społeczeństwa nie ma bladego pojęcia jaka jest rzeczywistość w RP. Praktycznie brak jest obiektywnej i
neutralnej informacji o wydarzeniach przede wszystkim w kraju, ale też i
za granicą. Na marginesie, pisząc
te słowa oglądam akcję prokuratury i ABW w redakcji „Wprost“ i budująca jest i
obrona tajemnicy dziennikarskiej i solidarność większości środowiska
dziennikarskiego z dziennikarzami
„Wprost“
Nie można pominąć najważniejszego elementu, kształtującego nie tylko
świadomość obywatelską czy opinię społeczeńtwa, ale przede wszystkim zdrowe
fundamenty demokracji, którym jest niezależna władza sądownicza. I chociaż
społeczeństwo (między innymi głównie z powodu czynników wspomnianych
powyżej), en masse żyje w błogim matryksie i nie ma pojęcia o stanie i
działaniach trzeciej władzy, to stan tej władzy jest kwestią fundamentalną dla społeczeństwa.
To rolą władzy sądowniczej jest to wyznaczanie granic cnocie wszelkich ludzi
posiadających władzę i
skłonnych jej nadużywania. Tylko jak to ma działać w naszej rzeczywistości,
jeżeli sądzący w wielu wypadkach sami mają uwalane ręce, a część powinna być
także osądzona. Przez kogo? Brak tej świadomości w społeczeństwie polskim jest de facto przyzwoleniem na bezprawie
władzy, także sądowniczej.
Śledzę
uważnie, jak wielu Polaków aferę podsłuchową, która jak dotąd jest sztandarowym przykładem jak zachowuje sie polska cnotliwa władza, kiedy napotka granice usiłujące powściągnąć już nie
skłonności do nadużyć, ale rażące i oburzające nadużycia i łamanie prawa.
Złotoustoute
legiony przestraszonych pretorian i tych zagrożonych ewentualną utratą stołków
i synekur, zaklinają na gwałt rzeczywistość. Premier po
50 godzinach zapodał oficjalną „linię ataku“. a.) Ignorujemy niekonstytucyjne i
żenujące w swojej formie układanie się władzy wykonawczej z
konstytucyjnie apolitycznym szefem NBP. b.) Nazywamy ten proceder naturalną „prywatną rozmową“ c.) Odkręcamy kota ogonem i fakt , że
prezes NBP zgadza się “dodrukować złotówek“, aby
pomóc rządowi i zapobiec kryzysowi budżetowemu, co w konsekwencji pomoże
rządzącej PO wygrać wybory,
stawiając warunki - zmiana ministra finansów i odpowiednie zmiany w
ustawie o NBP, to przeciez naturalna dykusja przy wódeczce zatroskanych o Polskę przedstawicieli
elity politycznej d.) No i podkreślamy do upadłego troskę o bezpieczeństwo
państwa i oczywiście obywateli, a więc priorytetem jest wykrycie przestępców i
zapobiegnięcie destabilizacji ojczyzny. e.) To jest kwestia polskiej racji
stanu. f.) a tak w ogóle, to przecież nic się nie
stało, chłopaki przecież robili Kowalskim i Polsce dobrze.
Ale
nawet jak na polskie standardy tego scenariusza, mającego spacyfikować
niebezpieczną dla cnoty władzy sytuację (które, jak dotychczas działały
perfekcyjnie) jakoś tym razem nie udało się wprowadzić w życie. Pierwszym dysonansem wskazującym na
sypanie się planu, była zaskakująca i niespotykana dotychczas skala
„obiektywności“ mainstream mediów.
Żenująca
i nieudolna akcja ABW i prokuratury w
redakcji “Wprost” skonsolidowały w większości srodowisko dziennikarskie przeciwko cnocie
premiera, ministra Sienkiewicza, podległych mu służb i niezależnej od prawa prokuratury. I nie tylko.
Naczelna Rada Adwokacka również broni tajemnicy dziennikarskiej i wydała w tej
sprawie ostre oświadczenie. Obserwatorium Wolności
Mediów w Polsce Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka uznało, że redakcja wydając
nośniki pozwalające na zidentyfikowanie informatora, złamałaby prawo. Czołowa
(opiniotwórcza) codzienna prasa na świecie, prestiżowe agencje
prasowe i media telewizyjne podają szczegóły w związku z akcją prokuratury
i ABW. No i blamaż totalny, Organizacja Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie
jest "zaniepokojena" wkroczeniem ABW do redakcji "Wprost"
grozi palcem. "Takie metody prowadzenia śledztw są nieakceptowalne i mogą
wpływać na wolność słowa w mediach" Dunja Mijatovic, rzeczniczka wolności
mediów w OBWE. Że do części zatwardziałych lemingów
ta lekcja demokracji przemówiła, staje się powoli oczywiste i bezcenne. I nie
mam na myśli ewentualnej szansy PiS w następnych wyborach, ale polską rację
stanu, która ma szanse tylko ze świadomymi obywatelami.
Tutaj
niezbędna dygresja. Zdobywanie „dowodów przestępstwa“ metodami, które widzieliśmy w „transmisji“
na żywo z tej akcji ABW i prokuratury nie jest pierwszą tego typu akcją w
czasie rządów premiera Donalda Tuska. I o tym doskonale wie red. naczelny „Wprost“,
szkoda, że o tym nie wspomniał. PG Seremet jakoś też zapomniał o własnym
podwórku, dając przykłady takich akcji z wysp brytyjskim. Otóż 13 maja 2008 roku o godzinie 6:00 rano u
dziennikarza Wojciecha Sumlińskiego zjawiło się 8 funkcjonariuszy ABW. Niestety nie było tam mediów i kolegów, a listy otwarte i apele części dziennikarzy
po fakcie na nic się zdały.
ABW
poinformowała dziennikarza, że jest zatrzymany i w jego
mieszkaniu rozpoczęto poszukiwanie “dowodów przestępstwa“. Chodziło o tzw “Aferę marszłkowską“ z obecnym
prezydentem w roli głównej. PG Seremet wyjaśniał wczoraj szeroko, jakie obowiązują
procedury w przypadku zabezpieczania “dowodów przestępstwa”, kiedy może
zachodzić obawa złamania tajemnicy dziennikarskiej – to plombowanie, broń Boże
zapoznawanie się z materiałami/dowodami, przekazanie sądowi tychże
zaplombowanych materiałów/dowodów, który to sąd niezależnie oceni i orzeknie
czy są one objęte tajemnicą dziennikarską. Nie trzeba specjalnekj
wyobraźni, żeby domyślać się, która strona niemal zawsze w sądzie wygrywa.
Tych 8 funkcjonariuszy
ABW, (którzy po
jakims czasie wezwali posiłki w ilości dodatkowych 4 sztuk) olało takie
duperele obowiązujące także tych panów procedury. Redaktor Sumliński
protestował, informował o ewentualnej możliwości złamania tajemnicy
dziennikarskiej. Najpierw funkcjonariusze
metodycznie ptrzeglądali taśmy VHS, płyty DVD, dokumenty, skanowali
karty telefoniczne itp. Po paru godzinach pracy zażądali wydania wszystkich znajdujących się w
mieszkaniu dokumentów. Pomimo kolejnych protestów, ABW zabrało wszystkie dokumenty – w
tym zeznania „Masy”, tajne materiały ze śledztwa w sprawie zamordowania Księdza
Jerzego Popiełuszki. kilkunaście tysięcy stron dokumentów,
zbieranych przez kilkanaście lat przez dziennikarza, trzy komputery, kilkaset płyt CD i innych nośników elektronicznych, a w
nich znajdująca się na ukończeniu książka o operacjach służb specjalnych PRL, z
niepublikowanymi nigdzie dotąd unikalnymi dokumentami i materiały zbierane do kolejnej książki,
o Wojskowych Służbach Informacyjnych.
Z tymi “dowodami przestępstwa” – domniemaną
tajemnicą dziennikarską, wbrew dzisiejszym solennym zapewnieniom oburzonego PG - funkcjonariusz nie ma prawa zapoznać
się z dowodem naruszającym tajemnicę dziennikarską - zapoznawali się beztrosko funkcjonariusze
ABW w obecności protestującego dziennikarza w jego mieszkaniu,
jak również póżniej już w siedzibie ABW, gdzie m.in. włamano się do
zabezpieczonych komputerów i poznano personalia informatorów dziennikarza i
inne tajemnice dziennikarskie. [i]
Wojciechowi Sumlińskiemu do dzisiaj nie zwrócono
„zabezpieczonych dowodów“ pomimo, że ze śledztwem i później sprawą sądową nie
miały one nic wspólnego. Czy można dziwić się Latkowskiemu, że „histerycznie“ bronił swojego laptopa? Kiedy
zobaczył kolesi z ABW, chyba
napewno przypomniał sobie tragiczne losy Sumlińskiego, jego zniszczoną karierę i
pozbawienie przez ABW literalnie całego dorobku życia tak zawodowego jak i
materialnego. Tylko kompletni imbecyle lub alternatywnie
naiwniacy ufają w praworządne działania prokuratury i organów ścigania.
Wracając do dnia dzisiejszego, premier Donald Tusk w
akcji ratunkowej własnych czterech liter i PO, apelował podczas konferencji i z dobroci serca radził
redakcji „Wprost“, aby natychmiast opublikowała/oddała wszystkie dowody
przestępstwa nielegalnego nagrywania. Z rozpędu łgał odpowiadając na
zarzuty dziennikarzy “o
nadgorliwość i inicjatywę“ ABW w redakcji “Wprost”, Premier twierdził,
że ABW jest jedynie wykonawcą poleceń prokuratury.
Bowiem zdarzały się też sytuacje zgoła odwrotne i
to za rządów obecnego premiera, kiedy niezależna
prokuratura dreptała na pasku ABW. Np. w sprawie podsłuchiwania przez ABW (w
majestacie prawa?) 3 dziennikarzy: Bogdana Rymanowskiego, Cezarego Gmyza i
wspomnianego powyżej Wojciecha Sumlińskiego.
I pewnie poszkodowani tymi “nieprzestępczymi“
podsłuchami, żyliby do dzisiaj w błogiej nieświadomości, gdyby nie fakt, że
wiceszef ABW Jacek Mąka wytoczył proces „Rzeczpospolitej“ i (podsłuchiwanemu!)
red. Cezaremu Gmyzowi i jako dowód przedstawił…te nagrania. Prokuratura
warszawska nie dopatrzyła się przestępstwa w quazi- legalnych podsłuchach
ABW jak też w działaniach Mąki. Prokuratura poznańska badająca nieprawidłowości w śledztwie prowadzonym
przez prokuraturę warszawską nie dopatrzyła się również nieprawidłowości w ocenie mat. dowodowego przez siostrzaną
prokuraturę.
Kres tej farsie położył Sędzia Piotr
Gonciarek z Sądu Rejonowego w Warszawie, co niekoniecznie jest
prawidłowością w naszej rzeczywistości. Ironicznie to orzeczenie nie wywołało wstrząsu w większości mainstream środowiska
dziennikarskiego, o solidarności z podsłuchiwanymi dziennikarzami i oburzeniu
nie było mowy.
Sędzia Gonciarek napisał w
uzasadnieniu; „...ABW i prokuratura ma takie
poszanowanie dla prawa w tej sprawie jak człowiek, który
widzi na trawniku tabliczkę z napisem „zakaz wchodzenia na
trawnik”, po czym wjeżdża na niego koparką i
buduje sobie na nim ziemiankę…Premier
Donald Tusk po prostu kłamie mówiąc, że prokuratura zleca zadania ABW.
Często jest odwrotnie…”
Warto też wspomnieć o przygodzie z ABW
dziennikarza Wojciecha Wybranowskiego, na szczęście lżejszego kalibru. Rzecznik ABW, pani Koniecpolska -
Wróblewska, podczas świątecznego spotkania z dziennikarzami w listopadzie 2008
r., zasugerowała mu, iż jeżeli przestanie pisać o sprawie Wojciecha
Sumlińskiego, będzie otrzymywał informacje od ABW o innych sprawach, a
dodatkowo dostanie w prezencie pióro marki „Pelikan”(sic!)
Wracając do aktualnej afery,
konferencję prasową zwołał też Prokurator Generalny Andrzej Seremet. Naczelny
szeryf nie miał żadnych wątpliwości, że akcja prokuratury i ABW była zgodna
z prawem, a naczelnemu „Wprost“ nikt żadnego kuku nie robił, chociaż
nagrania sporządzonego przez ABW jeszcze nie analizowano. Pan Seremet twierdził
też, iż oryginalne nośniki są niezbędne do ustalenia, kto nagrał nielegalnie
rozmowę. Zakładając, że nagrywacz i informator „Wprost“ to jedna osoba, tym
samym PG potencjalnie sankcjonuje łamanie prawa - tajemnicy dziennikarskiej. Ale rzecznik prokuratury warszawskiej, mówiła odwrotnie -
zapewniała solennie, że zamiar taki nie przyszedł
prokuratorom do głowy. To się nazywa niezależność, od rozumu też. Pozostaje
pytanie po co prokuratorom warszawskim nagranie, jeżeli nie jest ich
zamiarem - badając je – ustalenie tożsamości
informatora/nagrywacza?
Sprawdzanie nagrań pod względem autentycznosci i ewentualnych manipulacji
chyba nie wchodzi w grę, ponieważ podsłuchani nie kwestionują autentyczności
nagrania. Prezes Belka wydaje się pamięta tę rozmowę doskonale –zauważył nawet,
że w transkrypcji nie uwzględniono użytego przez niego w jakimś momencie
angielskiego zwrotu. Fe, to faktycznie faux pas.
PG twierdził też, że aby złapać przestępcę-nagrywacza potrzebne są do
analizy oryginalne nośniki. Nie rozumiem założenia i PG i niezależnej od niego
prokuratury prowadzącej śledztwo, że Sylwester Latkowski czy ktokolwiek inny w
redakcji „Wprost“ dysponuje takowymi. A może nagrywacz zrobił 3 albo 50 kopii i jedną z nich dał tygodnikowi?
A w ogóle dlaczego organy ścigania a priori uznały, że to nie któryś
z 3 uczestników rozmowy nagrywał?
Determinacja ABW i prokuratury wskazuje na jakieś inne, niekoniecznie cne
cele, jak na przykład taka wredna spekulacja - uniemożliwienie publikacji
reszty nagrań...wredna, ale w momencie, kiedy prokuratorzy mieliby w ręku dowód
przestępstwa – oryginalny nośnik nagrania, to natychmiast udaliby się do sądu o
zablokowanie publikacji i zgodnie z przepisamni prawa dostaliby taki
zakaz. Czy na to liczyli, dość naiwnie chyba, udając się do redakcji? Czy ta
wizyta miała inne niecne cele?
Pomimo, że afera nagraniowa rozwija się dynamicznie i dzisiejsze
wydarzenia - raport ministra
Biernackiego, następna konferencja prasowa A.Seremeta, nie sprawdzone informacje o ew. wiedzy kogoś w
redakcji Wprost o nagrywaniu...i
kompletny chaos w centrach rządzicieli, nie zmienia to niczego w aktualności
moich powyżej przedstawionych refleksji. Słuchając częsci konferencji roztrzęsionego
widocznie PG, pierwsze o czym pomyślałam, „bezprawie na kimkolwiek jest bezprawiem
na wszystkich“ Martin Luther King. I z taką sytuacją mamy do czynienia
dzisiaj. A oburzenie A. Seremeta na raport min. Biernackiego – coż ja wierzę w
karmę, what goes around comes around a motywowanie polityczne...Któż to mówi.
Ponieważ nagrani panowie –
Sienkiewicz
i Belka i o Smoleńsk zahaczyli:
B.S - Co ma wspólnego
Rostowski ze Smoleńskiem?
M.B - No nic, ale ma
Tusk. I w związku z tym, że Tusk ma te problemy…
B.S - Ma problem, budżet (...)
abstrahujac od kwestii,
co miał na myśli prezes Belka, to a propos “nośników” Do złapania
nagrywacza są niezbędne – zgodnie z oświadczeniem Prokuratora Generalnego RP –
wnikliwie przeanalizowane oryginały. Do wnikliwej analizy zapisów ze skrzynek
rządowego Tupolewa – zgodnie z oświadczeniem tegoż samego Prokuratora
Generalnego RP - wystarczające były dostarczone łaskawie przez Rosjan cyfrowe
kopie.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńOd rzemyczka do koniczka - wnikliwe przypomnienie dawniejszych "gwałtów na prasie" Donalda T. i współudziałowców z resortu naciskania. Szczególnie przywołanie jakże podobnej, bo wygenerowanej jednostkowym strachem przed ujawnieniem brudów, a zakończonej zdeptaniem prawa i człowieka, akcji ABW przeciwko red.Wojciechowi Sumlińskiemu.
OdpowiedzUsuńPrzypominam że „Zrost” tak jak „Liskwik”, „Wybiórcza” czy inne pomniejszego płazu mendia nurtu korytowego, to niedawni apologeci „fajnego i nowoczesnego” państwa zwanego tuskolandem, które jeszcze nie dawno wspólnie oblewano w ramach „25 lecia wolności” a dziś wszyscy ci klakierzy srają do własnego gniazda gryząc rękę która do niedawna ich karmiła. Co to się stało Panowie "dziennikarze" - obrońcy „częściowo wolnych wyborów” i szermierze półprawd, że zmieniliście front? Od 25 lat przyzwyczajaliście naród do każdego jednego wybryku tej III RP a tu raptem „pstryk” i u szczytu POtęgi „najlepszego z najlepszych” zaczynacie śpiewać z innego klucza. Czyżby oficerowie prowadzący zapoznali was z nowym planem na przyszłość, gdzie kto żyw przeflancowuje się do obozu „opozycji” wobec niedawnych sympatii politycznych?
OdpowiedzUsuńhttp://odyssynlaertesa.wordpress.com/2014/06/20/najwiekszy-kryzys-w-rzadach-tuska-kto-kontroluje-sytuacje-czyli-don-corleone-kiepski-rafala-ziemkiewicza/
Oczywiście ma Pan rację, ja w moim tekście rozważałam inne kwestie - przede wszystkim postawę społeczeństwa, która jak na taką aferę jest niezwykle bierna. Nie mam wystarczającej wiedzy na temat - kto pociąga sznurki marionetek, więc się nie wypowiadam.
OdpowiedzUsuńDziękuję za bezcenny link i pozdrawiam