
Po
przedwczorajszych wydarzeniach w sądzie w Warszawie, po raz n-ty stanęliśmy przed pytaniem –
gdzie są granice krytyki działań władz?
Nie mam zamiaru podżegać czy namawiać do rzucania tortami
w sędziów. Ale też nie uważam, iż był to kryminalny akt znieważenia sędzi per
se. Wszyscy oburzeni tym incydentem nie biorą pod uwagę skomplikowanych
przyczyn i kontekstu tego wydarzenia. Przede wszystkim to odroczenie sprawy
Kiszczaka było jeszcze jednym oburzającym postanowieniem sądów RP w sprawach
zbrodniarzy PRL-u. Sprawach przede wszystkim jakże nielicznych, ciągnących się
bez żadnej racjonalnej przyczyny latami i kończących się wyrokami urągającymi
elementarnej przyzwoitości.
Nikt kto ma poczucie odrobiny zwykłej ludzkiej empatii, przyzwoitości i „sprawiedliwości“ nie może podważać faktu,
iż brak chociażby symbolicznego rozliczenia najmłodszego
pokolenia zbrodniarzy komunistycznych, zbrodniarzy stanu wojennego jest i będzie ponurym rechotem historii,
ktørego konsekwencje już
odczuwamy, a zaważą
one jeszcze nie raz na losach narodu polskiego.

Zbrodnia, kara i nadzieja – to
naiistotniejsze elementy tego dramatu. Pierwsze dwa
elementy są jakże „obecne“! A co z nadzieją? Czy pozostawienie przeszłości „bezkarną”, decydenci „wolnej Polski“ uważają, nie
będzie miało wpływu na naszą terazniejszość i przyszłość? I czyż nie jest naturalnym oczekiwanie, że postawienie
zbrodniarzy przed sądem, jest nie tylko oczekiwanym aktem “sprawiedliwości“, ale może też powstrzymać czy odstraszyć innych w przyszłości?
To tej nadziei, iż działania państwa dotyczące
rozliczenia zbrodni PRL-u ukształtują i umocnią fundamenty budowy
demokratycznego państwa prawa, Naród Polski został pozbawiony. I trzeba
podkreślić, iż dotyczy to całego Narodu, bez względu na zapatrywania, bierność,
obojętność czy uznanie tego rozliczania za akt zemsty, nienawiści i dzielenia.
Cenę za pozbawienie nas tej nadziei już płacimy wszyscy.
Płacimy, ponieważ nie da się zbudować relatywnie zdrowego i prężnego demokratycznego państwa prawa bez
zdrowych fundamentów.
Dzisiaj po 24 latach widać to jak na dłoni. Fasadowe instytucje
państwowe, ta sama grupa
zdemoralizowanych polityków od 24 lat, wszechobecne mafie, koterie i układy, katastrofa
moralna, katastrofa demograficzna,
katastrofa gospodarcza, wyjazdy milionøw za chlebem, kompletna zapaść
organów ścigania, wymiar sprawiedliwości na usługach władzy wykonawczej,
postepująca pauperyzacja społeczeństwa, afera goni aferę... ...by wymienić
tylko niektóre ciężkie choroby państwa polskiego.
Elementami tego zdrowego fundamentu są między innymi tak lekko i
bezcerenonialnie traktowane i odrzucane przez 24 lata: nie tylko rozliczenie z przeszłością, nieuwalane
ręce rządzących, ale też wolność słowa i prawo do szerokiej i ostrej
krytyki rzeczywistości.
W relatywnie normalnych, czy
“cywilizowanych” demokracjach prawo do krytykowania dotyczy tak w szerokim
rozumieniu funkcjonariuszy publicznych jak i osób publicznych. Osób, które mają
wpływ na formułowanie poglądów i zapatrywań społeczeństwa, czy części społeczeństwa.
Każdy kto korzysta z wolności
słowa w społeczeństwie
demokratycznym winien mieć pewność prawa, które
będzie efektywnie chroniło jego wolności i zapobiegało “zamykaniu ust” w obawie
ryzyka poniesienia odpowiedzialności prawnej w wyniku arbitralnego działania
sadów.
W państwie szanującym prawo
swych obywateli do swobodnego wypowiadania się, ludzie wyrażający niepopularne
poglądy i ujawniający niewygodne fakty, kiedy zaangażowane są ewidentnie
emocje, mają również prawo do
ostrego, a więc często dosadnego
języka tak, aby od swobodnego wypowiadania się nie odstraszać innych,
którzy mają do powiedzenia rzeczy ważne i kontrowersyjne.
W Polsce niestety mamy art. 212 kodeksu
karnego. Jest on używany do zwykłego i ordynarnego kneblowania wszelkiej krytyki władzy Powoli zbliżamy się do orwelowskiego stanu, gdzie tylko będzie można głosić zapodane przez oficjalną rządową propagandę, poprawne politycznie informacje. Dotyka on nie tylko
niepoprawnych dziennikarzy, polityków będących w opozycji, ale i zwykłych Kowalskich, którzy komentują otaczającą ich
rzeczywistość, czy to pisząc na blogach, czy wypowiadając się w sądach i
urzędach, składając petycje etc.
Zgodnie z oficjalnymi statystykami Ministerstwa
Sprawiedliwości w 2000 r. skazane za zniesławienie zostały 44 osoby, w
2006 r. liczba skazanych wzrosła do 176, w 2008 194 wyroków skazujących, a w
2010 r. liczba osób skazanych oraz osób, wobec których warunkowo umorzono
postępowanie karne wzrosła do 246.
Warto przypomnieć, iż przed
ostatnimi wyborami na akcję HFPC “Wykreśl art. 212 kk” - za wykreśleniem opowiedziało
się 144 polityków większości ugrupowań politycznych. Wśród nich m.in.: Grzegorz
Schetyna (PO), prezes PiS Jarosław Kaczyński, b.minister sprawiedliwości
Krzysztof Kwiatkowski (PO), Marek Balicki (SLD), Marek Borowski (SdPl), Andrzej
Czuma (PO), Ryszard Kalisz (SLD), Paweł Kowal (PJN), Janusz Palikot (Ruch
Palikota), Jarosław Sellin (PiS) i Tadeusz Sławecki (PSL).
Oprócz słynnego zniesławiania w art. 212, kk przewiduje w art.226 przestępstwo znieważenia i poniżenia
funkcjonariusza publicznego i konstytucyjnego organu
Rzeczypospolitej Polskiej.

Taka swoboda lub jej brak
jest zasadniczym testem demokracji i wolnego społeczeństwa.
Czy to rzucenie tortem w
sędzię przez Pana Zygmunta Miernika, było znieważeniem konstytucyjnego
organu Rzeczypospolitej Polskiej, czy aktem desperacji człowieka, który ma dość bezprawia
w wymiarze sprawiedliwości?
Czy
był to akt akt kryminalny, czy akt politycznego protestu byłego działacza
Solidarności przeciwko ochranianiu przez totalitaryzm III RP, totalitaryzmu
peerelowskiego?
Czy sędzia osądzający ten akt rzucania tortem zada
takie pytania i weźmie w ogóle ich doniosłość pod uwagę w swoich
rozważaniach?
Polecam blog mojego "internetowego brata" Adama Kłykowa - Blog weredyka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz