
W Polsce mamy ostatnio wysyp „konstytucjonalistów” różnej jakości i
maści. Rzecznik B. Mazur uważa, że Konstytucję
należy zmienić, bowiem nikt jej nie przestrzega. To „przestrzeganie” przypomniało mi historię pani
Ani. Tej pani jest wsio rawno czy ta
Konstytucja „jest dobra” czy też nie,
czy ją zmienią czy też nie. Organy państwa, z którymi moja bohaterka ma przymusowe
spotkania III stopnia - Policja, prokuratury i sądy - w imieniu Rzeczpospolitej
olały tę Konstytucję i pozbawiły moją bohaterkę jakichkolwiek gwarancji konstytucyjnych
i ochrony jej praw. To oburzające łamanie Konstytucji i prawa moja bohaterka
wiąże ze wszystkimi partiami rządzącymi
Polską od pierwszego dnia transformacji.
Pani Ania mieszka w stolicy, gdzie niemal codziennie przechodzi obok któregoś z wyniosłych i eleganckich pałacy
zajmowanych przez instytucje stojące na straży (przestrzegania) Konstytucji – Pałac
Prezydenta Polski, Sąd Najwyższy, Trybunał Konstytucyjny, Ministerstwo
Sprawiedliwości i Prokuraturę Generalną, Krajową Radę Sądownictwa czy Rzecznika
Praw Obywatelskich. Pisze do tych
instytucji prośby i skargi. Co z tego? Instytucje te tylko wyglądają imponująco
z zewnątrz. Wewnątrz to kosmiczne Czarne
Dziury, w których znikają ostatnie nadzieje na normalność, na
sprawiedliwość, na wyjaśnienie „pomyłki”, na odzyskanie wolności, godności i
wiary w człowieczeństwo.
Początek historii pani Ani jest tak
banalny, jak nieprawdopodobny. Jej
rodzina to tzw. klasa średnia, inteligencja. Moja bohaterka mieszka w starej
przedwojennej kamienicy przy jednej z głównych ulic stolicy. We wspólnocie mieszkaniowej powstałej w tej
kamienicy część mieszkań jest wykupiona, ale
większość należy do gminy
Warszawa – Śródmieście. Na parterze jest kilka bardzo atrakcyjnych
(lokalizacja!) lokali sklepowych. Jeden
z lokali (gorszy w podwórku) od co najmniej 30 lat wynajmuje od gminy pan
Sławek.
Pan Sławek świetnie sobie radził we
wrogim prywaciarzom socjalizmie, więc
nie miał żadnych problemów z
odnalezieniem się w ustroju
wolnorynkowym. Po krótkiej i skutecznej kampanii wyborczej, przy entuzjastycznym
poparciu pań urzędujących w gminie, biznesman został przewodniczącym wspólnoty.
Wybór (popierany i przyklepany przez gminę) ten był niezgodny z prawem, bowiem pan Sławek nie był właścicielem żadnego
lokalu we wspólnocie, a więc nie był członkiem wspólnoty. Po jakimś czasie nasz
biznesman został administratorem
wspólnoty, jak również nabył od wpólnoty ( w której gmiana ma większość) bardzo atrakcyjny lokal komercyjny, który wynajmuje (!) Stanowisko
administratora pan Sławek zajmuje do
dzisiaj. Biuro administracji znajduje
się na zapleczu sklepu pana Sławka, z czego z przyczyn oczywistych zadowolony
jest i administrator i niemal wszyscy
członkowie wspólnoty.
Niemal, bowiem ta lokalizacja biura
administracji okazała się przekleństwem
dla pani Ani. A zaczęło się tak niewinnie. Bohaterka tego tekstu prosiła
kilkakrotnie administratora - na zebraniach wspólnoty i przy okazji przypadkowych spotykań na
podwórku - o udostępnienie dokumentów wpłat za czynsz, ponieważ
otrzymywała wezwanie do uregulowania niedopłaty. Z
dowodów wpłat pani Ani nie wynikało żadne zadłużenie, więc chciała
sprawdzić skąd się wzięła niedopłata. Było to naturalne i normalne zachowanie.
Takie sytuacje zdarzają się każdemu. Niestety, nie wiedzieć dlaczego prośby te
były demonstracyjnie ignorowane. Pan
Sławek był chyba zbulwersowany brakiem zaufania. Pani Ania z kolei nie
wiedziała jak wyegzekwować udostępnienie rzeczonych dokumentów. Napisała więc
oficjalne pismo do administratora i
przymocowała je do szyby lokalu
sklepowego/ biura wspólnoty. Administrator uznał ten sposób komunikacji za
przestępstwo i udał się do pobliskiej komendy Policji i złożył doniesienie.
I
tak TO się zaczęło.
Policja potraktowała doniesienie pana Sławka z
nadzwyczajną atencją i nawet znalazła odpowiedni paragraf na przestępcze
działanie mojej bohaterki, chociaż takowy
w kodeksie wykroczeń nie istnieje. Akt oskarżenia wylądował w sądzie –
przewinienie „nalepianie materiałów w miejscu publicznym”. Pani Ania wkrótce
stanęła po raz pierwszy w swoim życiu (ale nie ostatni) przed obliczem polskiej
Temidy. Administrator przy pomocy śledczych Policji zebrał materiał dowodowy – w tym fakturę opiewającą na
ca 360zł za czyszczenie (przez fachową firmę) kawałka szyby sklepowej - wielkości kartki formatu A4 - po „przestępstwie” pani Ani. Z perspektywy czasu,
można powiedzieć, że moja bohaterka miała szczęście. Wprawdzie sąd rejonowy
skazał ją za to nieznane prawu wykroczenie – 1500zł grzywny plus zapłatę
fikcyjnej faktury, ale sąd odwoławczy uniewinnił ją. Pan
Sławek nie pogodził się z tą porażką i do dzisiaj rozgłasza wszem i wobec, że
pani Ania jest „skazana”.
Wkrótce po zakończeniu tej sprawy, pan Sławek zaczął
szlifować swoje modus operandi. Wiedząc, że Policja jest po jego stronie,
fałszywie oskarżył panią Anię o znieważenie. Tym razem sąd udowodnił winę mojej
bohaterki, uznając tym samym, że ma ona
właściwości bilokacji. Z bilingów telefonu komórkowego oskarżonej wynikało, że w
momencie znieważania administratora była 20 km od miejsca, gdzie to zarzucane znieważenie miało miejsce. Tym razem sąd
odwoławczy podtrzymał ustalenie SR, że paranormalne właściwości mojej bohaterki są normalką.
Od ogłoszenia tego wyroku, pan Sławek wiedział i
inni wiedzieli, że są bezkarni. Od tamtego czasu pani Ania
jest oskarżana i obwiniana permanentnie. W myśl starego przysłowia, że
na pochyłe drzewo nawet koza skoczy.
Najpierw do akcji wkroczyła koleżanka pana
Sławka, żona przewodniczącego wspólnoty - pani F. i oskarżyła panią Anię o „nękanie” przez
„walenie” w drzwi jej mieszkania -
precyzyjnie podała daty i godziny przypadków zarzucanego nękania.
Dwukrotnie prokuratura odmówiła wszczęcia śledztwa. Ale za trzecim razem pani
F. udało się. Na sukces w trzecim podejściu prawdopodobnie miały wpływ takie
okoliczności jak; umiejętności przekonywania jej syna radcy prawnego i
powinowactwo z prominentnym politykiem krajowym. Postępowanie w sprawie rozpoczęło
się w 2012r... i trwa do dzisiaj. Sąd rejonowy w osobie sędzi Agnieszki Modzelewskiej niezwykle wnikliwie ustala stan
faktyczny - czy w podanych przez domniemaną pokrzywdzoną dniach pani Ania
rzeczywiście przebywała w okolicy drzwi pani F. i waliła w te drzwi. Ale wnikliwość sędzi ma
granice – wniosek o przeprowadzenie eksperymentu walenia w drzwi mieszkania pani F. został odrzucony,
jako nie wnoszący nic do sprawy. Dziwne, bo na zdrowy chłopski rozum ten
eksperyment zakończyłby ustalanie stanu faktycznego i zaoszczędziłaby sędzia obciążania podatników kosztami tego procesu, bowiem nie jest możliwe nawet
jedno walnięcie gołą ręką w secesyjne, rzeźbione dębowe drzwi bez
odniesienia poważnych obrażeń.
W czasie procesu - na koszt podatnika
- pani Ania miała okazję poznać stan swojej poczytalności, jak również swój typ
osobowości i niepowtarzalny sposób
funkcjonowania swej psychiki - myślenia, odczuwania, zachowania oraz
radzenia sobie z problemami.
Poczytalność bohaterki ocenił lekarz psychiatra na podstawie akt sprawy,
a dwie panie psycholog swoją opinię wydały na podstawie wniosków z
„badania” bohaterki trwającego niecałą godzinę. O jakości tego „badania”,
niech świadczy ten kawałek „ badania”;
- „czy pani
pije?”
odp: „nie jestem abstynentką”,
psycholog –
wniosek; „twierdzi, że nie pije”.
Tak mniej więcej,
przedstawiają też protokoły rozpraw to co mówiono na sali sądowej.
Póki co odbyło się 20 kilka rozpraw w tej sprawie i końca nie widać. Dla porównania - np. sprawę porwania, terroryzowania i
przetrzymywania porwanego przez około 2 miesięcy, a następnie zabójstwa
porwanego ze szczególnym okrucieństwem przez 3 oskarżonych - sąd rozstrzygnął
na 28 rozprawach!
Każda rozprawa to traumatyczne
przeżycie dla mojej bohaterki. Byłam na kilku. Sędzia Modzelewska, na sali
sądowej potrafi w sekundę zamienić się z miękko, cicho dyktującej do protokołu
kulturalnej pani, w monstrum krzyczące na świadków i oskarżoną. To Mr. Hyde i
doktor Jekyl w ciele delikatnej, szczupłej przystojnej blondynki. Sędzia stosuje totalny terror na
sali sądowej. Na jednej z rozpraw przesłuchiwani byli świadkowie obrony, m.inn. – 84 – letnia matka bohaterki. Sędzia nie
zaproponowała nawet leciwej kobiecie krzesła i ta z trudem stała podczas
godzinnego składania zeznań. Pani sędzia przerywała zeznania co kilka
minut wrzeszcząc „milczeć, dość” i straszyła karami
porządkowymi. Świadek nie słyszała pytań i nie zawsze odpowiadała na
temat. Siedziałam w pierwszym rzędzie i chociaż nie mam problemów ze słuchem,
słyszałam tyle, że często nie mogłam zrozumieć sensu pytania. Roztrzęsioną
84-latkę sędzia doprowadziła do łez, płakała też przerażona pani Ania, a sędzia
krzyczała – „cisza! milczeć, to oskarżona wnioskowała tego świadka!"
Sędzia Modzelewska nie ukrywa swej –
powiedzmy delikatnie „niechęci” do oskarżonej i świadków obrony. Brak
bezstronności jest ewidentny na sali sądowej. Sędzia faworyzuje oskarżycieli i
ich świadków. Domniemana pokrzywdzona składając wyjaśnienia dot. przestępstwie
pani Ani, nie niepokojona przez sędzię, siedząc na foteliku, który poleciła
przynieść sędzia plotła trzy po trzy przez 5 (słownie pięć!) dni. Wystarczy porównać powyższe z zachowaniem sędzi podczas wyjaśnień matki pani
Ani, która na marginesie jest starsza od pani F. o dobre 10 lat.
Wyprzedzając oburzenie moją
opinią o sędzi przypominam, iż zgodnie z orzecznictwem TK i Trybunału w
Strasburgu – przy ustalaniu istnienia
uzasadnionego podejrzenia o braku niezawisłości i bezstronności
sędziego, musi być brane pod uwagę
również czy sędzia jest postrzegany przez obywateli jako niezawisły. Uważa się to za konieczny i nieodzowny
warunek, aby nie osłabiać zaufania opinii publicznej, a w sprawach karnych,
zaufania również oskarżonego do władzy sądowniczej. Wynika to z fundamentalnej
roli sądu w każdym demokratycznym społeczeństwie i państwie prawa. Tak też
ujmuje tę kwestię art. 3 Karty sędziów sygnowanej przez Polskę.
Dodam dla dopełnienia tego obrazu
inkwizycji - po stronie oskarżyciela siedzą prokurator i dwóch pełnomocników domniemanej
pokrzywdzonej (syn pani F. i adwokat, były prokurator). Oskarżyciel z urzędu
zdaje się być lekko zażenowany, pełnomocnicy natomiast wyraźnie swoim
zachowaniem, uśmieszkami, chrząkaniami i pytaniami dają do zrozumienia, że pani
Ania to przestępczyni i „gorszy sort”,
niewart odrobiny szacunku.
Podczas pisania tego teksu,
zadzwoniła pani Ania. Sąd Okręgowy w Warszawie
5.05.2016r. odrzucił jej skargę na przewlekłość postępowania w tej sprawie.
Tymczasem pan
Sławek nęka panią Anię bezkarnie i przy wydatnej pomocy organów państwa już od
6 lat. Moja bohaterka spędza w sądach, na posterunku Policji, w prokuraturach,
przygotowując się do kolejnych rozpraw, pisząc pisma i wykonując prace
społeczne - średnio około 2-3 godzin dziennie! W związku z karalnością i czasem, który jest
zmuszona poświęcać na walkę o swoje prawa i „ kopanie się z koniem”, nie może i
znaleźć pracy i pracować normalnie. Żyje
z dorywczych prac. Szykany i fałszywe oskarżenia mnożą się. Policja
interweniuje na (najczęściej) wezwania
pana Sławka, czasami kilkakrotnie w ciągu dnia.
Obecnie pani Ania ma ca 10 spraw sądowych, postępowań zażaleniowych itp,
nie wspominając o sprawach wytoczonych przez Policję jej znajomym. Czasami moja
bohaterka ma szczęście i w kilku sprawach została uniewinniona lub sprawy
zostały umorzone. W większości przypadków niestety nie.
Ta absurdalna
sytuacja jak u Kafki jest soczewką skupiającą wszelkie patologie organów ścigania
i wymiaru sprawiedliwości.
O skali bezprawia
przykładowo świadczą takie zdarzenia.
- 1. Zeznanie dyżurnego KRP 1 podczas rozprawy w jednej ze spraw. Policjant ten stwierdził w sądzie, iż bicie mojej bohaterki przez pana Sławka kijem od szczotki nie interesuje Policji, bowiem jest to sprawa „cywilna”. Na pytanie bohaterki - czy wobec tego wezwanie przez nią Policji, w sytuacji kiedy jest fizycznie atakowana (co może to się skończyć nawet poważnymi obrażeniami ciała) będzie zignorowane – Policjant odpowiedział, że tak. Sąd słuchał tych rewelacji i nie miał żadnych obiekcji czy pytań. Słuchał też pan Sławek i pilnie notował, uśmiechając się z satysfakcją.
- 2. Podczas tej samej rozprawy zeznawała księgowa, której firma prowadzi księgowość wspólnoty. Księgowa oświadczyła, bez żadnej refleksji – jakimi bezprawnymi absurdami są jej wynurzenia, że „nie wpuści” pani Ani, ani nikogo z jej rodziny do lokalu swojej firmy i nie udostępni wglądu do dokumentów źródłowych (dowodów wpłat za czynsz), ponieważ pan Sławek ma „zestawienia” i to wystarczy. Nie wpuści i już!
- 3. Podczas rozprawy odszkodowawczej w sprawie bezprawnego zatrzymania przez Policję znajomego pani Ani, zeznania składał pan Sławek i jego żona. Prokurator zamiast pytać udzielał „porad prawnych” świadkom, co do metod załatwienia pani Ani. Prokurator obiecywał świadkom, sugerując, że nie wiedzą jak sobie z „tą Iksińską” poradzić, iż sam wystąpi do prokuratury w sprawie oskarżenia „Iksińskiej” o nękanie i zakłócanie panu Sławkowi miru domowego. „Uświadamiał”, iż „ ... wprawdzie wasz sklep mieści się w lokalu należącym do miasta, ale to nie ma znaczenia, wy ten lokal użytkujecie. Iksińska zakłóca (państwa) mir domowy i nachodzi”. (Dla wyjaśnienia pani Ania nie wchodzi do sklepu od lat, co nawet pan Sławek i jego żona zeznali.)
- 4. Na uwagę mojej bohaterki, że sędzia łamie jej konstytucyjne prawa, zdziwiona sędzia odpowiedziała, że przecież ją obowiązuje kodeks karny i kodeks postępowania karnego.
- 5. Moja bohaterka poskarżyła się na dyskryminację Policji, naruszanie jej podstawowych praw człowieka i wolności, nieposzanowanie jej godności osobistej, nierówność wobec prawa i działanie Policji z rażącymi naruszania prawa. Z dalekiego Olsztyna przyjechał fachowiec Policji od praw człowieka i obywatela i wraz z funkcjonariuszką z Warszawy przesłuchiwali panią Anię w kwestii tych zarzutów. Fachowiec tłumaczył pani Ani, że dyskryminacja to przecież musi być rasowa. A funkcjonariuszka oskarżyła ją o „obrażanie funkcjonariusza”.
Jest ewidentnym,
że pan Sławek i inne osoby, a przede wszystkim Policja interpretują zachowanie i orzeczenia sądów w sprawach
mojej bohaterki, jako legitymizację
systemowego nękania i niszczenia
mojej bohaterki, poprzez ostentacyjne łamanie prawa i łamanie
elementarnych praw człowieka. Pan Sławek
jest na każdej rozprawie pani Ani i
bierze lekcje bezprawia, skrzętnie robiąc notatki.
Pani Ania od 6 lat nie może przebić się przez ten beton bezprawia, ze
zdawałoby się prostymi i oczywistymi faktami, z których wynikają
proste, logiczne wnioski.
- · Każdy sklep jest lokalem publicznym, do którego każdy obywatel ma prawo wstępu. W lokalu sklepowym wynajmowanym przez pana Sławka mieści się również biuro administratora Wspólnoty Mieszkaniowej Marszałkowska 81, do którego ma dostęp każdy członek wspólnoty.
- · Pan Sławek zgodził się dobrowolnie na pełnienie funkcji administratora, a z tą funkcją idą nie tylko konfiturki ale i obowiązki, które zgodził się wykonywać. Za tę pracę pan Sławek otrzymuje od członków wspólnoty wynagrodzenie. Pani Ania też płaci za usługi, których pan Sławek nie wykonuje, bo takie ma widzimisię.
- · Panu Sławkowi lekarz nie przepisał, aby lubił panię Anię i ma prawo żądać, aby pani Ania nie kontaktowała się z nim prywatnie, nie nękała go w jego mieszkaniu itp.
- · Ale, pan Sławek – administrator – nie może arbitralnie dojść do wniosku, że tej „klientki” nie obsługuje. To jest po prostu nielegalne. Żaden sąd nie pozbawił mojej bohaterki - orzeczeniem wydanym w imieniu Rzeczpospolitej Polskiej - praw obywatelskich.
Na podwórku Marszałkowskiej 81 czas zatrzymał się w czasach głębokiego
PRLu. A było to możliwe tylko z pomocą Policji, prokuratury i sądów – organów
ponoć dzisiaj demokratycznego państwa prawa. Konstytucja i prawo nie są
gwarancjami bezpieczeństwa pani Ani. Tutaj nikogo nie dziwi i nie oburza, że
Policja nie usiłuje nawet pretendować, iż jest bezstronnym organem państwa,
stojącym na straży porządku publicznego.
Policja działa jak prywatna ochrona pana Sławka, za pieniądze
podatników. Nikogo nie dziwi i nie oburza, nawet sędzi RP, że dyżurny
pobliskiego komisariatu nie wyśle
interwencji na wezwanie bitej przez pana Sławka bohaterki. Nie dziwi i
nie oburza, że od lat z uporem maniaka
Policja „zabrania” pani Ani wstępu do sklepu/biura wspólnoty bez żadnej
podstawy prawnej. To i tak postęp, bo bywało, że „zabraniano” jej przebywania
na podwórku kamienicy, a dostęp do jej klatki schodowej jest tylko z podwórka!
Prokurator na rozprawie sądowej narusza
godność osobistą bohaterki i
poniża ją, narusza prawo i etyką zawodową. Policyjny fachowiec od praw
człowieka nie widzi dyskryminacji pani Ani, bo według niego dyskryminacja musi
być „rasowa”. Rzecznik Praw
Obywatelskich nie widzi podstaw do interwencji i pomocy.
Na zakończenie niezbędne
uzupełnienie. Pani Ania mieszka w 40 kilku mieszkaniowej kamienicy ze swoim
synem, 84 letnią matką, bratem i
bratankiem. Jak wspomniałam większość mieszkań we wspólnocie, to mieszkania
należące do gminy. Dla mieszkańców mieszkań komunalnych pan Sławek jest
reprezentantem „władzy”, a z władzą wiadomo trzeba żyć dobrze. Mniejszość,
właściciele mieszkań, to kilku nowych, w tym cudzoziemcy, którzy nie rozumieją
lub nie interesują się zawiłościami technicznymi zarządzania wspólnotą. Reszta właścicieli boi się pana Sławka i jego
„chodów” w Policji czy w gminie. Wielu z nich podobnie jak lokatorzy komunalni
uważa, że „władza” ma zawsze rację i lepiej się nie wychylać. Kilka osób w
tajemnicy popiera moją bohaterkę. Na publiczne wsparcie nie może liczyć –
szczególnie w sądzie. Takich odważnych nie ma – wszyscy wychodzą z założenia -
lepiej ona niż ja.
Informuję funkcjonariuszy ww instytucji, że wolność wypowiedzi i swoboda
wyrażania swoich poglądów jest zagwarantowana art. 54 Konstytucji
Rzeczpospolitej Polskiej. Artykuł ten gwarantuje również prawo do
informowania o działalności osób pełniących funkcje publiczne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz