Łączna liczba wyświetleń

piątek, 1 marca 2013

Spełniłem obowiązek wobec Ojczyzny, lecz Ojczyzna zapomniała


 o mnie. Moi  Żołnierze Wyklęci.


Kiedy miałam 5 lat wszytko było takie jasne i proste. Ludzie dzielili się na bohaterów,partyzantów, komuchów i ... ludzi.

A jaki powinien być bohater, to każdy głupi przecież wiedział. Musiał zajadać szpinak i mięso bez jęczenia i ba, nawet skrzywienia, łykał grzecznie tran, umiał czytać, wszystko wiedział, znał wszystkie magiczne słowa, nie kłamał, nie używał brzydkich słów (jak cholera i menda), mył zęby tym ohydnym proszkiem, a w ogóle był  honorowy, był patriotą i walczył o wolność Polski. Nie bardzo rozumiałam co ten honor, patriota i wolność znaczy, no ale wiedzialam, że to bardzo ważne. Przecież o tym mówił Dziadek. A Dziadek wszystko wiedział, nawet lepiej niż Babcia.

W moim krótkim życiu Dziadek był najważniejszy. Rodziców w tym czasie jeszcze nie znałam. Ojca, Żołnierza AK aresztowano, kiedy miałam niespełna rok, Mama musiała pracować, a mnie niechciano przyjąć do żłobka. Zajęli się mną dziadkowie na drugim końcu Polski w Pionkach koło Radomia.

Dziadek odkąd pamiętam, był moim bohaterem. Z czasem ten mój prywatny panteon powiększał się. Najpierw dołączyłam do niego Dziadka brata, który był oficerem WP i jak mówił Dziadek „zatłukli go gdzieś w Rosji“. Później obok Amerykanów (mieli kiedyś w końcu pogonić kacapów i komunistów), Węgrów (byli naszymi braćmi i walczyli z komuną, a ja nawet jeździłam do Radomia z Dziadkiem, gdzie Dziadek oddawał dla nich krew), na dalszych miejscach byli Dziadka koledzy z lasu, i lekarz, bo leczy chorych. No, a najlepszy lekarz to doktor „Twardy“, który w lesie, jak walczyli z Dziadkiem ze szkopami ratował rannych. Chyba miałam wtedy jakiegoś świra z tymi bohaterami, bo jeszcze byli harcerze (wydawało mi się, że wszyscy partyzanci, jako dzieci byli harcerzami), Indianie i Winetou, bo walczyli z okropnymi białymi twarzami i nasz sąsiad pan Lange ( nie pamiętam dlaczego).

Na chwilę moją bohaterką była też pani kierowniczka w przedszkolu.  A było to tak. W biurze przedszkola na półce stał długi rząd ksiązek w jednakowych czerwonych oprawach ze złotym  obrazkiem czterech panów. Te ksiązki fascynowały mnie. Były takie eleganckie! Kiedyś zapytałam panią kierowniczkę kim są ci panowie, a pani kierowniczka powiedziała, że to jej nauczyciele. Jaka byłam dumna, że pani kierowniczka ma takich ważnych nauczycieli i włączyłam ją natychmiast do mojego panteonu bohaterów. Niestety, krótko tam zabawiła, bo Dziadek już wieczorem powiedział, że ci nauczyciele to największe  komuchy i żebym takich głupstw nie rozpowiadała, bo to wstyd dla rodziny, a jak poszlam do łóżka, naradzał się z Babcią, czy dalej posyłać mnie do przedszkola.

Nic dziwnego, ze moim marzeniem nie były lalki i inne fizdrygałki... ja chciałam być bohaterką. Strałam się nie kłamać (no ale wiedziałam, że jak pani w przedszkolu zapyta czy mamy radio, to trzeba powiedzieć, że nie i to nie jest takie zwykłe, zabronione kłamstwo). Usiłowałam też jeść szpinak (ma dużo żelaza(?), mówiła Babcia), no i to okropne mięso (ma białko(?)) ale nie bardzo mi wychodziło. Trzymałam więc kulki w buzi i wypluwałam do ubikacji. I tak już w wieku 5 lat zaczynałam rozumieć, że z tym bohaterstwem to nie jest tak łatwo i prosto.

Oficjalne uznanie, przez poskomunistyczną Polskę zasług Żołnierzy Wyklętych skłania mnie do smutnych refleksji.

Po pierwsze, dlaczego dopiero po 22 latach wolnej Polski? Po drugie dlaczego działalność bojowników o wolność i niezależność Polski  w latach 40 i 50 ubiegłego wieku nie doczekała się do dzisiaj intensywnych badań i kompleksowego opracowania przez historyków. Takich opracowań brak! Moje poszukiwania opracowań dotyczących działalności podziemia podczas okupacji i niepodległościowego na radomszczyźnie, czy w powiecie kozienickim, potwierdzają to twierdzenie.

Dlaczego wszystkie kontrowersyjne przypadki – gdzie ofiarami byli niewinni ludzie, z aparatem ówczesnej władzy nie mający nic wspólnego, nie zostały już dawno w miarę możliwości i wyjaśnione i jeżeli to możliwe osądzone? To samo dotyczy sędziów i prokuratorów, z czasów stalinowskich, którzy skazywali na śmierć nie tylko Żołnierzy Wyklętych, ale i żolnierzy podziemia walczącego z okupacją niemiecką. Tego wymaga rzetelność historyczna i pamięć nie tylko dla bohaterów tamtych ponurych i okrutnych  czasów, ale także pamięć niewinnych ofiar.

Czy biorąc pod uwagę powyższe , nie jest ponurym chichotem historii, że mamy dzisiaj Dzień Żołnierzy Wyklętych, bez jakiegokolwiek rozliczenia zbrodniarzy, czy nawet dogłębnej rzetelnej wiedzy o tamtych czasach, a równocześnie nie potrafiliśmy doprowadzić do jakiegokolwiek, nawet symbolicznego rozliczenia najmłodszego pokolenia zbrodniarzy komunistycznych.

Czy znowu historia się powtórzy, i nasze wnuki będą rekompensowały  nasze zaniechania ustanowieniem kolejnego Dnia Pamięci? Czy może nasze wnuki już nawet nie będą miały takiej możliwości?

Ludzie skazani przez reżim komunistyczny przez 45 lat na zapomnienie, na nieistnienie w społecznej świadomości to nie tylko Żołnierze Wyklęci, ale również niemal wszyscy (poza tymi z Gwardii Ludowej) żołnierze podziemia podczas okupacji, szczególnie ci z Armii Krajowej. Byli zniesławiani, opluwani i wykluczeni permanentnie z narodowej pamięci w czasie PRL-u. I chociaż sytuacja zmieniła się po 1989r. , wykreowane przez komunistyczną propagandę zapomnienie pokutuje do dzisiaj. Zmieniły się argumenty, nazewnictwo. Zmieniła się propagandowa narracja. I tyle.

Tego wykluczenia z narodowej pamięci wszystkich żołnierzy podziemia i tych podczas okupacji niemieckiej i tych po 1945r, nie załatwia ustanowienie oficjalnego Dnia Żołnierzy Wyklętych.

Dzisiaj dla wielu Polaków, być może nawet większości, historia nasza nie wnosi żadnych wartości. Ci co walczą o przywrócenie pamięci powstań narodowych, pamięci bojowników podziemia podczas okupacji i Żołnierzy Wyklętych to „czciciele klęsk”. Patriotyzm to fobia, a tożsamość narodowa to  ksenofobia, nacjonalizm i faszyzm.
Ci ludzie wstydzą się swojej polskości, swojej historii i swoich korzeni. Nawet w najczarniejszych czasach PRL-u, Polacy rozumieli, iż pamięć historii jest warunkiem przetrwania Narodu. Nawet komuna przez 45 lat nie zrobiła nam skutecznie takiego prania mózgu! W „wolnej“ Polsce zaczyna się udawać!

Wystarczyło dwadzieścia parę lat i odstawiliśmy na śmietnik naszych bohaterów i naszą historię.
Czy oficjalne ustanowienie Dnia Żołnierzy Wyklętych i związane z nim obchody zmieniły,  czy zmienią ten stan rzeczy? Czy też coraz więcej Polaków będzie uznawało się za „europejczyków“?

Ci europejczycy twierdzą, że przez ten patriotyzm, martyrologię narodu, rzekome „cierpiętnictwo“ mylone z pamięcią, jesteśmy pośmiewiskiem na świecie.
Czy nikt ich nie uczył, że dzięki historii i pamięci człowiek wie, kim jest? Że to nasi przodkowie walczyli o zachowanie polskiej tożsamości w czasach, gdy na mapie Europy nie było naszej Ojczyzny. I że ta walka o tożsamość narodową była dla Polaków walką o przetrwanie?
Nie dociera do nich, że tylko narody, które szanują swoich bohaterów i swoją historię, są szanowane.
 
Ale też z drugiej strony wydaje mi się, że wielu, nie tylko bardzo młodych ludzi, nie bardzo wie jak i kogo szanować? Prezydent podpisuje ustawę o ustanowieniu Dnia Żołnierzy Wyklętych, a równocześnie uważa generała Jaruzelskiego za bohatera! Szefem BBN jest „absolwent“ kursów Akademii Sztabu Generalnego Sił Zbrojnych ZSRR, tzw. „woroszyłówki”, a jego doradcą jest T.Mazowiecki, który pisał w 1952r.:
“Byłoby jakąś ahistoryczną, sentymentalną ckliwością nie widzieć tego, że każda wielka przemiana dziejowa pociąga za sobą ofiary także w ludziach. Każda rewolucja społeczna przeciwstawia sobie tych, którzy bronią dotychczasowego porządku rzeczy, i tych, którzy walczą o nowy; przeciwstawia bezlitośnie. Jej prawa są twarde.”

Rzadko  w życiu ogarnia mnie obezwładniającą bezsilność, osłupienie i rozpacz, jakiej doświadczam coraz częściej obecnie.

Dziadek był jednym z organizatorów ZWZ w Pionkach w październiku 1939r., póżniej w lesie AK SOB, był szefem oddziału do końca wojny. W styczniu 1945r. oficjalnie zdemobilizował się po formalnym  rozwiązaniu AK przez gen. Leopolda Okulickiego ps. „Niedźwiadek" 19 stycznia 1945 r. Po powrocie do domu tego, samego dnia, a może kilka dni później dostał ostrzeżenie, że Narodnyj Komissariat Wnutriennych Dieł jest w domu człowieka o tym samym nazwisku po drugiej stronie miasteczka, szukają Dziadka i chcą go aresztować.  

Ukrywał się do amnestii wiosną 1947r.  Potem aresztowanie, przesłuchania. Przeżył, wyszedł. Żył. Był miejscową legendą wśród kolegów z lasu. Umarł w 1972r. Towarzysze broni nieśli na plecach jego trumnę 6 km przez miasto. Dzisiaj koledzy nie żyją, a wraz z nimi umarła pamięć. Historia oddziału nigdy nie została opracowana. W PRL-u  był śmieciem AK-owskim, a „wolnej“ Polsce ?

W jednym z “podań“ do władz PRL-u, pisanym w 1961r. Dziadek napisał „ Analizując swoje przeżycia z okresu okupacji w oddziałach partyzanckich, uświadamiam sobie, że spełniłem swój obowiązek wobec Ojczyzny, lecz Ojczyzna zapomniała o mnie.“

Na zdjęciu mój Ojciec 1946r.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz