o mnie. Moi Żołnierze Wyklęci.
Kiedy miałam 5 lat
wszytko było takie jasne i proste. Ludzie dzielili się na
bohaterów,partyzantów, komuchów i ... ludzi.

W moim krótkim
życiu Dziadek był najważniejszy. Rodziców w tym czasie jeszcze nie znałam. Ojca,
Żołnierza AK aresztowano, kiedy miałam niespełna rok, Mama musiała pracować, a mnie
niechciano przyjąć do żłobka. Zajęli się mną dziadkowie na drugim końcu Polski
w Pionkach koło Radomia.
Dziadek odkąd
pamiętam, był moim bohaterem. Z czasem ten mój prywatny panteon powiększał
się. Najpierw dołączyłam do niego Dziadka brata, który był oficerem WP i jak
mówił Dziadek „zatłukli go gdzieś w Rosji“. Później obok Amerykanów (mieli
kiedyś w końcu pogonić kacapów i komunistów), Węgrów (byli
naszymi braćmi i walczyli z komuną, a ja nawet jeździłam do Radomia
z Dziadkiem, gdzie Dziadek oddawał dla nich krew), na dalszych miejscach
byli Dziadka koledzy z lasu, i lekarz, bo leczy chorych. No, a najlepszy
lekarz to doktor „Twardy“, który w lesie, jak walczyli z Dziadkiem ze szkopami
ratował rannych. Chyba miałam wtedy jakiegoś świra z tymi bohaterami, bo
jeszcze byli harcerze (wydawało mi się, że wszyscy partyzanci, jako
dzieci byli harcerzami), Indianie i Winetou, bo walczyli z okropnymi
białymi twarzami i nasz sąsiad pan Lange ( nie pamiętam dlaczego).
Na chwilę moją bohaterką była też pani
kierowniczka w przedszkolu. A było
to tak. W biurze przedszkola na półce stał długi rząd
ksiązek w jednakowych czerwonych oprawach ze złotym obrazkiem czterech
panów. Te ksiązki fascynowały mnie. Były takie eleganckie! Kiedyś zapytałam
panią kierowniczkę kim są ci panowie, a pani kierowniczka powiedziała, że to
jej nauczyciele. Jaka byłam dumna, że pani kierowniczka ma takich ważnych nauczycieli i włączyłam ją natychmiast do mojego panteonu bohaterów. Niestety, krótko tam zabawiła, bo Dziadek już
wieczorem powiedział, że ci nauczyciele to największe komuchy i żebym takich głupstw nie rozpowiadała, bo to wstyd
dla rodziny, a jak poszlam do łóżka, naradzał się z Babcią, czy dalej posyłać
mnie do przedszkola.
Nic dziwnego, ze moim marzeniem nie były lalki i inne fizdrygałki... ja chciałam być bohaterką. Strałam się nie
kłamać (no ale wiedziałam, że jak pani w
przedszkolu zapyta czy mamy radio, to trzeba powiedzieć, że nie i to nie jest
takie zwykłe, zabronione kłamstwo). Usiłowałam też
jeść szpinak (ma dużo żelaza(?), mówiła Babcia), no i to okropne mięso (ma
białko(?)) ale nie bardzo mi wychodziło. Trzymałam więc kulki
w buzi i wypluwałam do ubikacji. I tak już w wieku 5 lat zaczynałam
rozumieć, że
z tym bohaterstwem to nie jest tak łatwo i prosto.
Oficjalne uznanie, przez poskomunistyczną Polskę zasług Żołnierzy Wyklętych
skłania mnie do smutnych refleksji.
Po
pierwsze, dlaczego dopiero po 22 latach wolnej Polski? Po drugie dlaczego
działalność bojowników o wolność i niezależność Polski w latach 40 i 50 ubiegłego wieku nie
doczekała się do dzisiaj intensywnych badań i kompleksowego opracowania przez
historyków. Takich opracowań brak! Moje poszukiwania opracowań dotyczących
działalności podziemia podczas okupacji i niepodległościowego na
radomszczyźnie, czy w powiecie kozienickim, potwierdzają to twierdzenie.
Dlaczego
wszystkie kontrowersyjne przypadki – gdzie ofiarami byli niewinni ludzie,
z aparatem ówczesnej władzy nie mający nic
wspólnego, nie zostały już dawno w miarę możliwości i wyjaśnione i jeżeli to
możliwe osądzone? To samo dotyczy sędziów i prokuratorów, z czasów
stalinowskich, którzy skazywali na śmierć nie tylko Żołnierzy Wyklętych, ale i
żolnierzy podziemia walczącego z okupacją niemiecką. Tego wymaga
rzetelność historyczna i pamięć nie tylko dla bohaterów tamtych ponurych i
okrutnych czasów, ale także pamięć niewinnych ofiar.
Czy biorąc pod uwagę powyższe , nie jest ponurym chichotem
historii, że mamy dzisiaj Dzień Żołnierzy Wyklętych, bez jakiegokolwiek
rozliczenia zbrodniarzy, czy nawet dogłębnej rzetelnej wiedzy o tamtych
czasach, a równocześnie nie potrafiliśmy doprowadzić do jakiegokolwiek, nawet
symbolicznego rozliczenia najmłodszego pokolenia zbrodniarzy komunistycznych.
Czy
znowu historia się powtórzy, i nasze wnuki będą rekompensowały nasze zaniechania ustanowieniem
kolejnego Dnia Pamięci? Czy może nasze wnuki już nawet nie będą miały takiej
możliwości?
Ludzie skazani przez reżim komunistyczny przez 45 lat na
zapomnienie, na nieistnienie w społecznej świadomości to nie tylko Żołnierze Wyklęci, ale również niemal wszyscy
(poza tymi z Gwardii Ludowej) żołnierze podziemia podczas
okupacji, szczególnie ci z Armii Krajowej. Byli zniesławiani, opluwani i wykluczeni permanentnie z narodowej
pamięci w czasie PRL-u. I chociaż sytuacja zmieniła się po 1989r. , wykreowane
przez komunistyczną propagandę zapomnienie pokutuje do dzisiaj. Zmieniły się argumenty, nazewnictwo. Zmieniła się propagandowa
narracja. I tyle.
Tego wykluczenia z
narodowej pamięci wszystkich żołnierzy podziemia i tych podczas okupacji niemieckiej i tych po 1945r,
nie załatwia ustanowienie oficjalnego Dnia Żołnierzy Wyklętych.
Dzisiaj dla
wielu Polaków, być
może nawet większości, historia nasza nie wnosi żadnych wartości. Ci co walczą
o przywrócenie pamięci powstań narodowych, pamięci bojowników podziemia podczas
okupacji i Żołnierzy Wyklętych to „czciciele klęsk”.
Patriotyzm to fobia, a tożsamość narodowa to ksenofobia,
nacjonalizm i faszyzm.
Ci
ludzie wstydzą się swojej polskości, swojej historii i swoich korzeni. Nawet w najczarniejszych czasach PRL-u,
Polacy rozumieli, iż pamięć historii jest warunkiem przetrwania
Narodu. Nawet komuna przez 45 lat nie zrobiła nam skutecznie takiego prania mózgu! W
„wolnej“ Polsce zaczyna się udawać!
Wystarczyło
dwadzieścia parę lat i odstawiliśmy na śmietnik naszych bohaterów i naszą
historię.
Czy oficjalne ustanowienie Dnia
Żołnierzy Wyklętych i związane z nim obchody zmieniły, czy zmienią ten stan rzeczy? Czy też
coraz więcej Polaków będzie uznawało się za „europejczyków“?
Ci europejczycy twierdzą, że
przez ten patriotyzm, martyrologię narodu, rzekome „cierpiętnictwo“ mylone
z pamięcią, jesteśmy pośmiewiskiem na świecie.
Czy nikt ich nie uczył, że dzięki historii i pamięci człowiek
wie, kim jest? Że to nasi
przodkowie walczyli o zachowanie polskiej
tożsamości w czasach, gdy na mapie Europy nie było naszej
Ojczyzny. I że ta walka
o tożsamość narodową była dla
Polaków walką o przetrwanie?
Nie dociera do
nich, że tylko narody, które szanują swoich bohaterów i swoją historię, są
szanowane.
Ale też
z drugiej strony wydaje mi się, że wielu, nie tylko bardzo młodych ludzi,
nie bardzo wie jak i kogo szanować? Prezydent podpisuje ustawę o ustanowieniu
Dnia Żołnierzy Wyklętych, a równocześnie uważa generała Jaruzelskiego za
bohatera! Szefem BBN jest „absolwent“ kursów Akademii Sztabu Generalnego Sił Zbrojnych
ZSRR, tzw. „woroszyłówki”, a jego doradcą jest T.Mazowiecki, który pisał w
1952r.:
“Byłoby jakąś ahistoryczną,
sentymentalną ckliwością nie widzieć tego, że każda wielka przemiana dziejowa
pociąga za sobą ofiary także w ludziach. Każda rewolucja społeczna
przeciwstawia sobie tych, którzy bronią dotychczasowego porządku rzeczy, i
tych, którzy walczą o nowy; przeciwstawia bezlitośnie. Jej prawa są twarde.”
Rzadko
w życiu ogarnia mnie obezwładniającą bezsilność, osłupienie i rozpacz,
jakiej doświadczam coraz częściej obecnie.
Dziadek był jednym z organizatorów ZWZ w Pionkach w październiku 1939r., póżniej
w lesie AK SOB, był szefem oddziału
do końca wojny. W styczniu 1945r. oficjalnie zdemobilizował się po
formalnym rozwiązaniu AK przez gen. Leopolda
Okulickiego ps. „Niedźwiadek" 19 stycznia 1945 r. Po powrocie do domu tego, samego dnia, a może kilka dni później dostał
ostrzeżenie, że Narodnyj Komissariat Wnutriennych Dieł jest w domu człowieka o tym samym nazwisku po drugiej stronie miasteczka,
szukają Dziadka i chcą go aresztować.
Ukrywał się do amnestii wiosną 1947r.
Potem aresztowanie, przesłuchania. Przeżył, wyszedł. Żył. Był miejscową
legendą wśród kolegów z lasu. Umarł w 1972r. Towarzysze broni nieśli na
plecach jego trumnę 6 km przez miasto. Dzisiaj koledzy nie żyją, a wraz
z nimi umarła pamięć. Historia oddziału nigdy nie została opracowana. W
PRL-u był śmieciem AK-owskim, a
„wolnej“ Polsce ?
W jednym z “podań“ do władz PRL-u, pisanym w 1961r. Dziadek napisał „ Analizując swoje przeżycia z okresu
okupacji w oddziałach partyzanckich, uświadamiam sobie, że spełniłem swój
obowiązek wobec Ojczyzny, lecz Ojczyzna zapomniała o mnie.“
Na zdjęciu mój Ojciec 1946r.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz