Klienci sądów w Kanadzie podobnie jak
klienci polskich sądów mają prawo do rozpatrzenia sprawy w rozsądnym
terminie. Ten termin określił w Kanadzie Sąd Najwyższy w orzeczeniu zwanym casusem Jordan. Rozsądny termin wg SN Kanady to 18 miesięcy dla sprawy osądzanej w
odpowiedniku polskiego sądu rejonowego i
30 miesięcy w odpowiedniku polskiego sądu okręgowego – od dnia złożenia aktu
oskarżenia w sądzie. W Polsce prawo do rozpatrzenia sprawy „bez nieuzasadnionej zwłoki” gwarantuje Konstytucja RP – art. 45 ust. 1. W polskim
systemie prawnym nie ma prostej zero
jedynkowej definicji „nieuzasadnionej
zwłoki” rozpatrywania sprawy w sądzie. Sam system wyznaczania po kilka rozpraw np.
miesięcznie, a częściej kwartalnie powoduje, że zdefiniowanie tego określenia
jest praktycznie niemożliwe. 10 - dniowy proces sądowy w Polsce rekordowo
szybko trwa dwa lata, a najczęściej trzy i
więcej.
Niedawno natknęłam się na orzeczenie
kasacyjne kasacyjne Sądu Najwyższego z 2014r.
Dwie sprawy pana X, najpierw karna, a później cywilna (której dotyczyła kasacja) rozpoczęły się
kiedy delikwent miał 48 lat. W czasie
rozpatrywania kasacji przez SN był emerytem. Oskarżony został o oszustwo, po
latach, 170 rozprawach i dwóch uniewinnieniach wystąpił do sądu o zadośuczynienie
krzywd fizycznych i psychicznych jakich doznał przez lata przewlekłości postępowania karnego. Sądy niższej instancji przyznały mu odszkodowanie w oszałamiającej wysokości 100 tys. zł. Prokuratoria RP reprezentująca w sprawie Skarb
Państwa, czyli prokuraturę i sądy w
sprawie pana X nie zgodziła się z tym wyrokiem i złożyła skargę kasacyjną. SN uznał ją, a sprawę skierował do
ponownego rozpatrzenia przez sąd apelacyjny. Można przypuszczać, że ten
nieszczęśnik dalej doświadcza dobrodziejstw praworządności i sprawiedliwości po
polsku wynikających z gwarancji konstytucyjnej "rozpoznania sprawy bez niezasadnionej zwłoki".
Kilka dni później przypadkowo znalazłam
inną informację o orzeczeniu w sprawie przewlekłości postępowania sądowego, tym razem w odległym 7000 km od Warszawy – Toronto. 6 oskarżonych prowadzilo dwie firmy inwestycyjne i wyłudzili ponad 14 milionów dolarów od około 5000 osób. „Inwestorzy”
zostali poinformowani, że ich pieniądze zostaną wykorzystane jako kapitał początkowy
dla małych obiecujących firm, a „interes” od zainwestowanych pieniędzy to prawo
do odpisów podatkowych kosztów generowanych przez te firmy. Oszuści nie zdążyli
„zainwestować” tych 14 milionów, ponieważ jak twierdzą, skonsumowały je w
całości „bieżące wydatki” związane „z
prowadzeniem” wspomianych dwóch firm, czyli poszukiwanie następnych
„inwestorów”. Wydatki te oszuści wpisali w rozliczenia podatkowe swoich firm,
oczekując zwrotu części kosztów poszukiwania jeleni
od fiskusa. Urząd skarbowy zamiast czeku
zgłosił sprawę do prokuratury.
Zarzuty postawiono oskarżonym w
2014r. Przewód sądowy nie został otwarty do
lipca 2018r. Na początku tego roku sędzia, który
próbował ustalić termin procesu oświadczył, że nie może znaleźć wolnego terminu
na szacowany na 18 dni proces do co najmniej stycznia 2019 roku.
W tej sytuacji sędzia Bonie Caroll umorzyła sprawę w lipcu 2018r. i krótko uzasadniła
swoją decyzję: "W tym przypadku, pomimo poważnych i twórczych wysiłków
podejmowanych w celu znalezienia rozwiązania, problemy z brakiem sędziów uniemożliwiły
sądowi wywiązanie się ze zobowiązań wynikających z casusu Jordan. Opóźnienie byłoby po prostu zbyt długie, aby można je
było uznać za rozsądne. "
Prezes sądu regionu, sędzia
John McMahon otwartym tekstem przyznał, że sytuacja jest niedopuszczalna, a
sędziowie nie mają na nią wpływu, bowiem ich rolą jest przestrzeganie
prawa. Stąd tragicznie
„prioretyzowanie”, czyli umarzanie spraw karnych lżejszego kalibru, aby zdążyć w terminie osądzić sprawy poważniejsze.
"W tym roku zaplanowano 44 procesy o zabójstwo w regionie Toronto. Te sprawy nie mogą być umorzone” - powiedział sądzia McMahon.
Ciekawostka:
Populacja kanadyjskiej prowincji Ontario, której stolicą jest Toronto - to 13.9 miliona. W sądach okręgowych prowincji pracuje około 320 sędziów. Zamieszanie, o którym piszę powoduje brak 14 sędziów. Dodam, że sędziowie są nominowani do sądów regionu, jest ich w Ontario 8. W każdym regionie jest kilka lub kilkanaście sądów. W zależności od obciążenia sprawami poszczególnych sądów sędziowie orzekają w kilku sądach regionu. W omawianej sprawie w żadnym z regionów nie znaleziono sędziego, który mógłby osądzić sprawę w 2017r.
Dla porównania w Warszawie w Sądzie Okręgowym pracuje 261 sędziów (stan na 3.08.2018), a na 100 000 mieszkańców mamy około 27 sędziów, w Kanadzie 6,4, przy czym sprawy o wykroczenia rozpatrują sędziowie pokoju, a nie sędziowie zawodowi.
Przewlekłość postępowań sądowych w
Polsce jest nierozwiązywalnym problemem od początku transformacji. Przez ponad ćwierć wieku nie udało się nic zmienić poza zwiększaniem kadry sędziowskiej. A niezbędne zmiany to:
1. Planowanie procesu dzień po dniu do zakończenia – czyli 10
dniowy proces trwałby w sądzie - czas oczekiwania od wniesienia pozwu czy
oskarżenia do rozpoczęcia procesu plus 10 posiedzeń sądu = 10 dni roboczych,
czyli plus minus maksimum rok. W rzeczywistości
trwa „szybko” 2-3 lata!
2. Protokołowanie rozpraw. Protokolant nie dokumentuje
wypowiedzi uczestników procesu, ale czeka na podyktowaną przez sędziego wersję
tych wypowiedzi. W relatywnie normalnych krajach od dekad
rozprawa jest protokołowana przez stenotypistki (i nagrywane audio lub video)
lub nagrywane audio (video) i natychmiast po rozprawie sporządzany jest
transkrypt nagrania w tradycyjnej papierowej formie, aby strony i sąd mogli z niego
korzystać już następnego dnia. Stąd każde posiedzenie sądu trwa literalnie ponad dwa razy dłużej, a przy okazji protokoły nie są
I trudniejsze
reformy –
3. wprowadzenie do
wymiaru sprawiedliwości instytucji
sędziego pokoju, który odciąży sędziów zawodowych w sądach okręgowych przed
rozpocząciem procesu – koordynując planowanie procesu w porozumieniu ze
stronami - daty, sale, sprzęt, wymiana
dokumentów, rozpatrywanie wniosków stron
itp.
I najtrudniejsze -
4. w sprawach karnych – przedsąd, czyli wstępna ocena
zasadności oskarżenia i ewentualne zwrócenie aktu oskarżenia prokuraturze do
uzupełnienia lub umorzenie sprawy. Inkwizycyjność postępowań karnych i „ponadnormatywna”
opresyjność tych postępowań sprawia, iż po takie rozwiązania pomimo istnienia odpowiednich przepisów procedury
sędziowie sięgają niezwykle rzadko. Stąd „mając akt oskarżenia, sędziowie mentalnie angażują
się, żeby tak długo szukać dowodów, aż znajdą tezy na jego poparcie (...) Sami
sędziowie zresztą twierdzą, że bardzo często angażują się w ratowanie aktu
oskarżenia i tak prowadzą postępowanie, żeby usunąć ewentualne jego braki. I to
jest właśnie powód, że zapada 92 proc. wyroków skazujących, a tak mało jest
wyroków uniewinniających " [i]
Co
najciekawsze, argument przewlekłości w postępowaniach sądowych został
nominowany na grzech główny polskich sądów już na początku dyskusji o reformie
sądownictwa, zgrabnie przykrywając czy pomijając dyskusję o dużo poważniejszych
patologiach i chorobach wymiaru sprawiedliwości. Senator Libicki twierdzi
nawet, że do przewlekłości prowadzić będzie udział ławników w rozpatrywaniu skarg
nadzwyczajnych i dyscyplinarnych! Innymi słowy obrońca praworządności nie widzi
(abstrahując od kwestii jak udział
ławników praktycznie doprowadzi do przewlekłości?), że aby nie naruszać gwarancji konstytucyjnej
rozpatrzenia sprawy w rozsądnym terminie, postuluje naruszanie innej gwarancji konstytucyjnej - udziału czynnika
społecznego w wymiarze sprawiedliwości.
Nie
podlega dyskusji, iż przewlekłość postępowania jest zmorą naszego sądownictwa,
a konsekwencje są dla obywateli ekstremalnie dolegliwe. Nie zapominajmy
jednak, że jeszcze większą tragedią dla klientów sądów i ich rodzin jest brak
niezawisłości i bezstronności sędziów. Tysiące pokrzywdzonych przez sądy
przekłada sprawiedliwość nad szybkością.
Problemy
powyżej poruszone ilustruje postępowanie dyscyplinarne sędzi Barbary Piwnik i Hanny Pawlak
z SO w Warszawie. Sędzie oskarżono, iż ich decyzja z lipca 2011 roku o
wyłączenie sprawy niektórych oskarżonych do ponownego rozpatrzenia doprowadziła
do przewlekłości sprawy "modlińskiej”, a sędzie uchybiły godności urzędu sędziego i
naruszyły etykę sędziowską.
W czasie wydania tej decyzji sprawa
trwała już 8 lat i prze te długie lata nikogo ta przewlekłość nie oburzała i
nie dziwiła. Sędzia Piwnik obwiniała winą za
tę przewlekłość jakość materiału
dowodowego prokuratury i planowanie rozpraw w sądzie.
Rzeczywiście w akcie oskarżenia (z 2003r.) zarzucającym oskarżonym
zastrzelenie 4 osób nie było nawet opinii balistycznych, a z biegiem lat
prokuratura przedstawiała nowe dowody i nowe wersje zdarzeń, które podważały
ich poprzednie ustalenia i ustalenia CBŚ. Sędzia Piwnik
uważa, iż konieczne było wyłączenie sprawy niektórych oskarżonych
do odrębnego postępowania, by te materiały dowodowe zweryfikować rzetelnie jeszcze
raz – oddzielając mozolnie ziarno od plew.
Barbara Du Chateau, sędzia SA w
Lublinie uznała B. Piwnik winną "oczywistej
i rażącej obrazy przepisów prawa procesowego", ponieważ razem z
sędzią Pawlak nie powinny dopuścić, by proces grupy
modlińskiej rozpoczął się na nowo.
Fakt, że decyzja wydana przez sędzie
Piwnik i Pawlak nie mogła być przedmiotem oceny dyscyplinarnej, bowiem dotyczy
sfery sędziowskiej niezawisłości była dla SA w Lublinie bez znaczenia. I nie ciągnący
się od 8 lat proces, a dopiero wyłączenie sprawy niektórych
oskarżonych, czyli konieczność
rozpoczęcia sprawy od nowa miała być przyczyną przewlekłości i spowodowała wszczęcie
postępowania dyscyplinarnego przeciwko sędziom.
“ Można wydać wyrok i mieć święty
spokój, ale chyba nie o to chodzi w postępowaniu karnym” – broniła się
sędzia Piwnik. Niestety właśnie o to chodziło i o to chodzi w tysiącach spraw
karnych do dzisiaj. Wydać wyrok i mieć święty spokój. Dla wymiaru
sprawiedliwości nie ma znaczenia czy akt oskarżenia chociaż jako tako trzyma się kupy. Decyzje sędziów mogą być produktem widzimisię,
korupcji, układów bądź rzetelności, bezstronności i niezawisłości, nie ma znaczenia czy
zostały podjęte zgodnie z przepisami prawa czy rażąco naruszając prawo. Sędzia
de facto nie ponosi żadnej
odpowiedzialności moralnej, dyscyplinarnej, czy karnej za jakość
merytoryczną orzeczenia, za zgodność tego
orzeczenia z prawem, logiką
czy z prawdą materialną. Uchylenie wyroku przez SA czy SN, a nawet uznanie
naruszenia praw człowieka przez ETPC w Strasburgu nie wiąże się z żadnymi
konsekwencjami dla sędziów, którzy wydali badany wyrok. Orzeczenie sędzi Du
Chateau jest exemplum powyższych twierdzeń.
Sąd Najwyższy
uniewinnił obie sędzie od powyższych zarzutów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz